Świat się kończy. Jutro punkt 6 rano w naszą planetę uderzy meteoryt. NASA potwierdziło już tę informację, prezydenci wszystkich krajów wdali stosowne oświadczenia. W Twoim mieście nastał chaos. Ludzie nie wiedzą, co ze sobą robić. Rabują, gwałcą, mordują, lamentują. Chowają się w kościołach i się modlą. Schodzą do piwnic, nie zastanawiając się, jak potem z nich wyjdą. Co robisz?
Siedzisz na łóżku w swoim pokoju i patrzysz w przestrzeń. Kalkulujesz – co zdążyłeś zrobić, a na co zabrakło Ci czasu. Miałeś mieć przed sobą całe życie. Całą masę minut, tygodni, chwil, okazji, szans. Miałeś pewnego dnia pojechać do Egiptu. Miałeś w piątek odwiedzić babcię. Właściwie to miałeś jechać do niej już w poniedziałek, ale zabrakło czasu. Podobnie było z tym Egiptem. Gdyby nie praca, już dawno zobaczyłbyś piramidy. Ale trzeba jakoś żyć. Trzeba zarabiać.
Czasem brakuje czasu dla dzieci. Przekładasz przeczytanie bajki, a potem odkrywasz, że mogą już czytać same. Przekładasz rodzinne wyjście do kina, a potem budzisz się i orientujesz, że wolą wyjść ze swoją drugą połówką. Przekładasz zabawę lalką i nagle orientujesz się, że Twoja córka właśnie kupiła sobie pierwszy stanik. Nawet nie poprosiła o pomoc.
(Przecież i tak byliście w pracy.)
Później napiszę rozdział książki. Później namaluję ten obraz. Później zacznę robić ten biznesplan. Później poćwiczę. Później zadzwonię do mamy. Później rozejrzę się za jakimiś wakacjami. Później się z tobą pobawię. Później założę tego bloga.
Później nie istnieje. Jutro nie istnieje.
A ludzie umierają.
Wiesz, sama też nie jestem dobra w tych sprawach z czasem. Umyka mi, przecieka pomiędzy palcami, słyszę w oddali jego śmiech. Wstaję, nie zdążam zjeść śniadania. Idę do szkoły. Nie jem obiadu, nie ma czasu. Biegnę po zajęciach do pracy. Autobus się spóźnia. Czemu akurat teraz? Przecież nie mam czasu. Z jednej lekcji na drugą. Koniec. Do domu. Ale najpierw znów w autobus. Wlecze się niemiłosiernie. Dom. Jedzenie. Prysznic. Może teraz w końcu popiszę? Nie. Zmęczenie. Facebook. Instagram. Sen. Wstaję. Nie zdążam zjeść śniadania… Nie jestem z tego dumna.
Problem polega jedynie na tym, że nie zdążamy zrobić ważnych rzeczy. Takich jak telefon do mamy, czy wizyta u babci. Rzeczy, które w dzisiejszych czasach mamy ułatwione do granic możliwości. Bo ile sekund zajmuje napisanie do przyjaciela wiadomości o treści: „Co u Ciebie słychać?”.
Wszyscy mamy dwadzieścia cztery godziny. Tyle samo czasu miał Eistein, Napoleon, Szekspir, Vincent van Gogh. Każdy ma tyle samo godzin w dobie i minut w godzinie. Tylko od nas zależy, jak je spożytkujemy. Możemy biec z wywieszonym językiem, bez śniadania, nie spełniać się i wykręcać brakiem czasu. Pewnie, że możemy.
Tylko, że pewnego dnia świat się skończy. W punkt godzinie w świat uderzy meteoryt. Nie odwiedzisz już babci, bo nie będzie kogo. Nie zadzwonisz do mamy, bo nie odbierze. Nie napiszesz do przyjaciela, bo nie odpisze. Meteoryt może i uderza w ziemię, ale niszczy ludzi. Nazwijmy to metaforą – niech meteoryt będzie życiem. Życie nam się czasem zdarza i czasem nam się kończy, ale i tak wygranym jest ten, któremu pewnego dnia kończy się życie, a nie egzystencja.
>>> POZOSTAŁE LISTY JUSTYNY: TU i TU <<<
>>> ODWIEDŹ NASZ FANPAGE I BĄDŹ NA BIEŻĄCO: KLIK <<<
list człowiek życie czas
2 thoughts on “”
Comments are closed.