Kiedyś byłam radykałem. Mówiłam „tak, nie, nigdy, zawsze”. Uparta byłam jak osioł, wredna jak osa. Niemiła byłam do głębi. Aż wreszcie, sama sobie dałam w dziób i poszłam po rozum do głowy. Pomyślałam, że skoro ja chcę, by ludzie mnie szanowali i dawali mi prawo do wyboru, do popełniania błędów, do samodzielnego myślenia, to ja także powinnam im to prawo dać.
Złagodniałam, swoją twardą i racjonalną część istnienia schowałam głębiej. Tam, gdzie wiem, że ja zawsze ją znajdę, ale niespecjalnie świat musi ją widzieć cały czas. Zaczęłam z delikatnością i wrażliwością wychodzić do ludzi, do zdarzeń, do założeń i dyskusji. Stwierdziłam, że w świecie pełnym przekazu, by być silnym, niezależnym, twardym, będę pokazywała, że super jest żyć jako osoba łagodna, zachwycająca się każdą sekundą dnia, cicha i spokojna.
To wydarzyło się jakiś czas temu, to kultywowałam i rozwijam cały czas. Pozwoliłam sobie patrzeć na świat z zachwytem i mówić o tym głośno, dostrzegać różnorodność barw w lesie, mnogość niezwykłych kwiatów na łące. Głośno krzyczeć „ach, jakie piękne” i pomagać żukowi, leżącemu na wielkim parkingu, przewrócić się z pleców na nogi. A później wrócić po niego i przenieść na trawę parędziesiąt metrów dalej. Oczywistym jest dla mnie, że tak właśnie trzeba żyć.
W tym samym czasie zaczęłam swoje poszukiwania duchowe. Zaczęło się od całkowitej negacji „Boga nie ma”, później zrozumiałam, że to nie o niego, a o dogmaty religijne i szeroko rozumianą religię mi chodzi – to one mnie odrzucają. Nie umiałam pojąć swoim umysłem, że istnieje ktoś, kto to wszystko stworzył. Jedna osoba (dopiero później dotarło do mnie, że to tylko personifikacja pomagającą ludziom pojąć sedno i szeregująca myślenie), najważniejsza i wszystkim kierująca.
Poszukując, dotarłam do treści mówiących o energii, która jest wszędzie wokół nas, o tworzeniu myślami swojej rzeczywistości, o wizualizacji, o powiązaniach rodowych, programach karmicznych, reinkarnacji, o tym, że wszystko jest po coś, nic się nie dzieje bez przyczyny, a przypadki nie istnieją. Kupiło mnie to do głębi. Szczególnie, że przy całym swoim bujaniu w obłokach jestem człowiekiem myślącym mocno racjonalnie, a na szczęście wiele z nauk i przekonań, które do mnie przyszły, można śmiało zbadać empirycznie i znaleźć na nie dowody.
Z jednej strony więc wierzę, ale z drugiej mam na swoje wierzenia sporo sensownych przykładów wydarzających się w rzeczywistości.
Jednak – to, że ja skierowałam swoje kroki w tym kierunku, nie oznacza wcale, że jest w tym choćby krztyna prawdy. Stworzyłam sobie swoją filozofię życiową, odpowiada mi ona, napełnia mnie spokojem, daje szczęście i poczucie bezpieczeństwa, dzięki niej wyraźniej dostrzegam sens istnienia. Ale to tylko moje odczucia. Wcale nie tak musi w rzeczywistości wyglądać świat. Wiem o tym. Nie walczę z tym. Pojmuję, że grunt to znaleźć swoją prawdę i wciąż poszukiwać więcej, wiedząc, że nie odkryjemy odpowiedzi choćby na jeden procent pytań. Nie odnajdę prawdy uniwersalnej.
Już się nie spalam, przyjmuję rzeczy takimi, jakie są. Wiem, że granica między normą a normą jest krucha, między tym, co słuszne, a co nie – także. Prawd jest tyle, ilu ludzi na świecie. Nie zależy mi na tym, by kogokolwiek przekonywać, chyba że sam przyjdzie do mnie z pytaniem, wówczas odpowiem, najlepiej jak mogę. Ja mam swoje, jest to dla mnie dobre. Sprawia, że jestem dobrym człowiekiem – coraz lepszym – nikogo nie krzywdzę. Jest tak, jak ma być.
I dlatego tak bardzo w tym aspekcie podoba mi się relacja z moją babcią. Ona jest zażartą katoliczką, praktykującą, czytającą książki dotyczące religii chrześcijańskiej. Za zbuntowanej nastolatki zdarzało mi się powiedzieć bez ogródek „Boga nie ma” albo „Jezus nigdy nie żył”. Dziś obie szanujemy swoje poglądy – mimo że są tak skrajnie różne, niespecjalnie poruszamy ten temat, ale cieszymy się obie – tak myślę – że każda odnalazła swoją ścieżkę, w której czuje się zaopiekowana.
I myślę, że tak powinno to wyglądać. By każdy miał swoje przekonania – niekrzywdzące nikogo, satysfakcjonujące dla niego, rozwijał się w nich i nie-koniecznie uważał, że to jest właśnie odpowiedź na pytanie „co jest prawdą o świecie?”. Tego nie wie nikt – ani ci racjonalnie myślący, ani ci podchodzący do sprawy sercem, ani ci poszukujący w duchowości ani w religii. Przyjmijmy, że nigdy nie odkryjemy wielkiej tajemnicy świata i żyjmy, poszukując tej dobrej dla siebie.
Fanpage Pisadła i teksty Luszyńskiej znajdziecie TU.
Zosieńkową Drogę TU, a Kochaj TUTAJ.
Jesteśmy też na Instagramie: TUTAJ!