Tworzenie światów fantastycznych to wspaniała sprawa. Nic nas nie ogranicza. Nie musimy mieścić się w ciasnych granicach rzeczywistości, a wyobraźnia może działać na najwyższych obrotach, ponieważ w tej jednej chwili to my jesteśmy bogami. My decydujemy o tym, co wolno, a czego nie. My określamy granice. My ustalamy zasady.
Cudowne.
A jednak tworzenie fikcyjnych światów jest nie tylko fascynujące, ale i trudne. W jaki bowiem sposób skonstruować je, aby w swojej niemożliwości czytelnikowi jednak wydały się całkiem wiarygodne? Ile zdradzić na temat ich funkcjonowania? Czy powinniśmy wiedzieć o nich wszystko? Jaka była najwyższa i najniższa temperatura w ciągu ostatnich stu lat? Ile rzek przez nie przepływa? Jakie występują rodzaje gleb? Kto rządzi i jak długo?
Co naprawdę musimy wiedzieć i co musi wiedzieć nasz czytelnik, aby wszedł w historię i mógł z niej czerpać radość?
Okazuje się, że zdania są podzielone.
Dlatego omówimy sobie każde z pytań, które padły najczęściej w ankiecie, którą dla Was przygotowałam na @j.luszynska. Podczas researchu bowiem poznałam różne spojrzenia na ten temat i chętnie je z Wami omówię.
Pytanie 1: Czy naprawdę musimy wiedzieć WSZYSTKO o świecie, który tworzymy?
Jeśli zagłębimy się w temat budowania światów, od razu natkniemy się na porady, wedle których powinniśmy wiedzieć wszystko o tworzonym przez nas świecie. Nietrudno znaleźć kwestionariusze, których autorzy nakłaniają nas do odpowiedzenia na masę pytań. Na jednej ze stron znalazłam artykuł ze 175 pytaniami. Na wiele z nich nie wystarczy odpowiedzieć jednym słowem. Trzeba pogłówkować.
Jeśli tworzymy świat od zera, musimy wiedzieć, jak wygląda, jaki ma klimat i jakie stworzenia na nim znajdziemy. To zaledwie trzy zagadnienia spośród wieeelu, które powinniśmy rozwiązać, przede wszystkim sami dla siebie, aby sprawnie poprowadzić akcję w danym miejscu. Jeśli nie znamy jego specyfiki, czytelnik szybko to zauważy. Nie poczuje w pełni klimatu, zabraknie mu opisów (bo jak opisywać coś, co sami nie do końca rozumiemy?), a potencjał może zostać zmarnowany. Diabeł bowiem tkwi w szczegółach. W drobnostkach, które dodają opowieści charakteru, swoistego klimatu i oddają jej realizm.
Ale jeśli słowem o tym nie wspomnimy, to czy musimy znać wszystkie rodzaje gleb występujące na planecie?
Prawda jest taka, że nie wiemy wszystkiego nawet o świecie, na którym żyjemy. Wiemy tyle, ile potrzebujemy. Oczywiście zawsze możemy poszerzać naszą wiedzę, lecz obawiam się, że nie da się objąć rozumem absolutnie wszystkiego. Podobnie jest z naszymi książkami. Zawsze znajdzie się obszar, który możemy zgłębić.
Nic nie stoi na przeszkodzie, aby spróbować opracować wszystko. Znaleźć kwestionariusz na sto, dwieście, trzysta pytań. Jeśli czujemy, że chcemy i jesteśmy w stanie to zrobić, róbmy to. Na pewno nam to nie zaszkodzi.
Jeśli jednak robi nam się słabo na myśl o główkowaniu o niektórych kwestiach, istnieje druga szkoła, która w tym przypadku może okazać się zbawienna. Niektórzy twierdzą, że wcale nie trzeba nam wiedzieć wszystkiego. Zdecydowanie wystarczy to, co będzie nam potrzebne.
W tym przypadku trzeba nam zastanowić się, na jakich „obszarach” będzie dziać się akcja naszej powieści. Jakie kwestie na pewno poruszymy? Jakich bohaterów ożywimy? Kim będą? I jakie będzie ich otoczenie?
Prawda też jest taka, że czasami niezależnie od tego, jak dużo sobie zaplanujemy, podczas pisania i tak może się okazać, że czegoś nam zabrakło. Wtedy dopisujemy. Wiecie, jak bywa z pierwszymi draftami — różnie 😉
Pytanie 2: Jak nie zanudzić czytelnika opisem świata?
Jak opisać świat czytelnikowi, żeby go nie przytłoczyć?
To chyba jedna z najtrudniejszych spraw. No bo załóżmy, że odpowiedzieliśmy na te 365 pytań. I to nie jednym słowem. Siedzieliśmy miesiąc i skrobaliśmy te odpowiedzi, a teraz siadamy przed dokumentem i mamy wprowadzić odbiorcę w ten bardzo zaplanowany świat.
No i to robimy. Rozpisujemy układ kontynentów, rodzaje gleb, pory roku albo ich brak, księżyce planety, kierunki wiatru… A potem przychodzi taki czytelnik beta i mówi, że początek to go tak zniechęcił, że nie chciało mu się czytać dalej.
Excuse me?
Tak jakby… Ignorancie, czy nie widziałeś, ile istotnych rzeczy zawarłam w tym rozdziale? Przecież ja to robiłam dla ciebie! Dla ciebie, żebyś mógł sobie wszystko elegancko wyobrazić! Czy nie rozumiesz, że to wszystko jest potrzebne?!
I tutaj powstaje pytanie: komu? Komu to jest teraz potrzebne?
Bo na początku czytania naszej powieści, na pewno nie czytelnikowi. My, jako autorzy, musimy znać świat, po którym się poruszamy. Jednak niektóre informacje, które dla nas są kluczowe i musimy je znać, tak naprawdę nigdy nie dotrą do czytelnika. Ponieważ nie muszą.
Odbiorca śledzi protagonistę.
Jeśli dobrze rozegramy sprawę i zaangażujemy go w życie naszego głównego bohatera lub bohaterki, czytelnika będzie obchodzić to, co związane z postacią. Będzie miało dla niego znaczenie wszystko to, co na tę postać oddziałuje.
Będzie miał gdzieś opisywaną roślinność, chyba że główna bohaterka ukłuje się trującą rośliną. Oleje rodzaje gleb, chyba że protagonista zwróci na nie uwagę. Nie będzie obchodził go system podatkowy, no, chyba że główny bohater będzie unikał płacenia podatków.
Zasada jest bardzo prosta: pokazujemy świat, zamiast go opisywać. Dla czytelnika znaczenie ma to, co ma znaczenie dla protagonisty. Można przedstawiać świat, ukazując codzienność postaci. Kierować uwagę odbiorcy na ważne kwestie, wykorzystując do tego bohaterów. Wtedy mamy pewność, że nie zarzucimy nikogo nadmiarem informacji.
Pytanie 3: Jaki błąd możemy popełnić, jeśli wymyślamy nasz świat na bieżąco podczas pisania?
Załóżmy, że nie lubimy planowania i dochodzimy do wniosku, że świat będzie powstawać na bieżąco. Sami zagłębimy się w historię, a przy okazji napiszemy, na co nas natchnie. Po prostu zbudujemy sobie ten dom, już w nim mieszkając.
Totalnie rozumiem, sama tak robiłam. Tylko że niekoniecznie z zadowalającymi skutkami.
Jakie niebezpieczeństwa niesie za sobą ten sposób?
Przede wszystkim nadmierną ekspozycję. Może zdarzyć się tak (choć nie musi), że, tak czy siak, w trakcie pisania zaczniemy zagłębiać się w tematy, które będą czytelnikowi zbędne. Dlaczego? Ponieważ będziemy opowiadać tę historię sami sobie. Wiem, że tak się da, bo sama tak robiłam.
Oczywiście ten problem może wydać się błahy, jeśli weźmiemy pod uwagę, że piszemy pierwszą wersję tekstu, którą możemy przegadać, bo później i tak to skrócimy. Wtedy rzeczywiście, jeśli potrafimy dobrze nasz tekst ciąć, nie ma czym się martwić.
___________________________________________________________________________________________
To by było na tyle dzisiaj!
Ten tekst to tal naprawdę tylko wierzchołek góry lodowej, ale mam nadzieję, że podyskutujemy więcej na profilu @j.luszynska! Temat uznaję za otwarty 😀
A widzieliście już wpis o motywach w romansach? Jeśli nie, to sami zobaczcie! TUTAJ.