Powiedzmy to sobie od razu i miejmy jasność – nie jestem wybitnym pisarzem.
Cholera, na pewno znajdą się tacy, co powiedzą, że nie mogę nazwać siebie nawet dobrym pisarzem.
Cały czas mam problemy z przecinkami, nie grzeszę wyobraźnią, opisy miejsc akcji robię raczej na trzy plus i zdarza się, że popełniam na okrągło te same błędy. Najpierw piszę, że facet ma brązowe oczy, by nagle – nie wiadomo nawet czemu – napisać, że ma zielone. No, zdarza się.
Gdy zaczynałam było jeszcze gorzej. Lubiłam język polski, ale moja polonistka w podstawówce zawsze powtarzała: „Justynka, ty wszędzie, tylko nie na konkursy ortograficzne”, a wiecie co ostatnio znalazłam w starych dyplomach? Moje konkursowe dyktando z ośmioma błędami. Nawet dzisiaj nie wiem, czy to dużo.
Teraz przeglądam swoje stare opowiadania, wiersze, czy pierwszą powieść i śmieję się pod nosem, bo wiem, że teraz bym tak nie napisała. No przez te kilka lat nauczyłam się już czegoś i robię zupełnie inne błędy, ale czego by o moim pisaniu nie powiedzieć, nie można mi zarzucić, że nie upieram się przy nim jak ostatni osioł.
Bo się upieram.
Bo nadal pamiętam lekcję, na której dostałam szóstkę za okropne wiersze o oknie i pamiętam, że wstąpiła we mnie wtedy jakaś moc.
Nie wiem jaka, ale od tamtej pory piszę. Piszę na przekór wszystkim krytykom, nieudanym próbom, odmowom wydawnictw, błędom ortograficznym i interpunkcyjnym. Piszę, bo wierzę w siebie i w to swoje pisanie. I nareszcie znajduję wiernych czytelników.
Wiara podobno góry przenosi, ale ja jeszcze nie widziałam żadnego człowieka, co by na plecach targał Giewont. Niemniej jednak wierzę w tę teorię z całych sił. A bardziej jeszcze wierzę w to, że sukcesu nie odnoszą najbardziej utalentowani ludzie. Nie odnoszą go najpiękniejsi, ani najmądrzejsi.
Sukces odnoszą osły.
I nie tylko ten zawodowy, ale też osobisty. Sukces odnoszą osoby tak uparte i wierzące w to, że im się uda, że góra w końcu puszcza z zawiasów i się rusza. Sukces odnoszą ci, którzy za każdym razem, gdy dostaną kopa w tyłek, masują bolące miejsce, a potem idą dalej w swoją stronę, bo wierzą w siebie i w to, co robią.
Czasami ktoś mi mówi: „Bo tobie to się tyle rzeczy udaje!”. Nie, nie udaje się. Samo to się może… nic nie może. Spinam pośladki i robię wszystko, by osiągnąć wyznaczony cel. Nie zniechęcam się, bo przez rok się nie udało, udaję, że nie dostrzegam czegoś, co inni nazwaliby porażką i cieszę się z małych rzeczy.
Nie jestem wybitnym pisarzem. I nie chodzi tutaj o jakąś fałszywą skromność. Staram się podchodzić sama do siebie obiektywnie. Jeszcze wiele muszę się nauczyć, ale nauczę się. Wiadomo? Może, gdy już się tego wszystkiego nauczę, ktoś nazwie mnie wybitną.
Ale jestem dobra w tym, co robię. Przede wszystkim dlatego, bo wkładam całe serce w to, co robię i trafiam tym w Wasze serca.
Wierz w siebie. Wierz w siebie tak uparcie, jak nikt nigdy w Ciebie nie wierzył. Wierz w siebie na przekór wszystkiemu. Nie popadaj w narcyzm, ale wyzbądź się fałszywej skromności. To nie jest coś złego – znać swoją wartość. Odzwyczaj się od zaprzeczania komplementom, a jeśli już to wszystko masz za sobą – dobra robota!
Idź i bierz tę górę na plecy.
Fanpage Pisadła i teksty Luszyńskiej znajdziecie TU.