Jestem uparta.
Jedną ze swoich powieści wysłałam do… ponad trzydziestu wydawnictw. Niektórym dwa razy albo trzy razy. I jakby milczenie z ich strony nie było wystarczającą odpowiedzią, ja nadal uważam, że ta historia ma potencjał. Jestem albo uparta, albo zwyczajnie głupia.
Przez rok na instagramowym koncie Pisadła miałam około stu obserwatorów. Jeśli dla porównania patrzy się na konta z tysiącami lub milionami, to można się zniechęcić. Ja natomiast, pewna, że wszystko przychodzi w odpowiednim czasie, pielęgnowałam to konto w miarę swoich możliwości, starałam się jak najlepiej dbać o tych, którzy się pojawiali i cieszyłam z każdej kolejnej duszy. I nawet do głowy mi nie przyszło, żeby to pieprznąć w cholerę.
Albo wtedy, gdy pod koniec gimnazjum postanowiłam, że za wszelką cenę poprawię matematykę i będę mieć pasek na świadectwie (a musicie wiedzieć, że matematyka i ja, to jak… partia rządząca i opozycja).
Czasem upór jest przydatny. Pozwala nam osiągnąć zamierzony cel i nie poddać się przy pierwszej przeszkodzie. Gdyby nie upór, wielu wielkich byśmy nie znali, a przez jego brak wielu nie poznaliśmy.
Upór może doprowadzić nas dokładnie tam, gdzie chcemy być. Thomas Edison też był uparty. Z tysiąc razy poniósł porażkę, nim udało mu się wynaleźć działającą żarówkę. Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale wydaje mi się, że tysiąc to całkiem sporo. Nawet więcej niż moje trzydzieści wydawnictw.
Marilyn Monroe powiedziano, że brakuje jej potencjału i powinna poszukać pracy, jako sekretarka. Marilyn chyba jednak średnio się tym przejęła.
Harrison Ford na planie swojego pierwszego filmu usłyszał, że jest beznadziejny i powinien dać sobie spokój z aktorstwem. Gdyby podkulił ogon i uciekł, naprawę nie wiem, kim byłby Indiana Jones.
Mój ulubiony przykład i J.K. Rowling. To kobieta, która nie miała łatwego życia, a gdy powstał Harry Potter, samotnie wychowywała córkę. Zresztą, nie tak łatwo było go wydać. Wiele wydawnictw odrzuciło książkę o czarodzieju, bo nie zwęszyło w niej interesu. Pewnie do dziś dnia płaczą w poduszkę przed zaśnięciem.
Upór potrafi zaprowadzić nas na sam szczyt, jeśli oparty jest na wierze we własne umiejętności i wytrwałości. Jednak każdy medal ma dwie strony. Jeśli z uporem maniaka wmawiamy sobie, że coś nam się nie uda, to nam się nie uda. Jeśli z uporem maniaka walimy głową w mur, to rozbijemy głowę, a niekoniecznie sam mur. Jeśli z uporem maniaka będziemy pchać się tam, gdzie nas nie chcą, nie zaczną nas chcieć. Nie pokochają nas tylko dlatego, bo nieustannie próbujemy ich do tego zmusić. Nie uratujemy ich, jeśli oni nie chcą zostać uratowani.
To trudne – powiedzieć sobie „stop” i odejść. Trudne – rozluźnić chwyt i puścić. Jednak tak jak upór potrafi nas poprowadzić na sam szczyt, może nas też zrzucić na samo dno. Posadzić i kazać siedzieć. A my posłuchamy się go i nie ruszymy z miejsca, bo tak to właśnie działa.
Trafiamy na bagno, ale nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Niby czujemy podskórnie, że coś jest nie tak, ale tak na dobrą sprawę trwamy w tym błocie, bo nie potrafimy odpuścić. I tak siedzimy w nim nieraz latami. A od siedzenia jeszcze nikt na szczyt nie wszedł.
Tam też byłam. Uparcie, na przekór wszystkim szarym komórkom, nie potrafiłam odpuścić, bo sądziłam, że ktoś potrzebuje mnie i mojej pomocy, ale… nie było tak. Niszczyłam siebie, wszystko dookoła, bo za wszelką cenę starałam się działać tam, gdzie nie było nic do zdziałania. Próbowałam budować tam, gdzie nie było cegieł.
To trudne, zdecydować, kiedy trzeba się poddać, a kiedy próbować jeszcze mocniej, ale myślę, że tak naprawdę każdy z nas to wie.
Po prostu nie zawsze chce się do tego przyznać.
Fanpage Pisadła i teksty Luszyńskiej znajdziecie TU.