„Te dziewuszyska to są gorsze od chłopaków”.
„Nie ufaj dziewczynom. Specjalnie powie ci taka na złość, żeby sama wyjść lepiej”.
„Kobiety są problematyczne i fałszywe. Lepiej przyjaźnić się z mężczyznami”.
Nie wiem, ilu z Was słyszało podobne stwierdzenia, ale ja się wśród nich wychowałam. Pomimo tego, że od podstawówki miałam grupkę przyjaciół stworzoną z samych dziewczyn, wszystkie pozostałe były przeze mnie postrzegane jako potencjalni wrogowie.
Zastanawiam się, skąd bierze się takie myślenie? Możliwe, że mamy to już zapisane w genach i postrzegamy swoją płeć jako konkurencję w pościgu o najlepsze nasienie? Przepychamy się łokciami, drapiemy i prychamy, byleby tylko inne kobiety nie odebrały nam prawa do porządnego rozmnażania się?
Pewnie mogłybyśmy podyskutować na spokojnie na ten temat, ale przecież…
1. Trudno się z babami dogadać.
Macie mnie! Weźcie i zamknijcie za to. Naprawdę jeszcze do niedawna sądziłam, że z kobietami to „się nie da”, z nimi jest trudniej, są upierdliwe, bardziej wymagające, dlatego lepiej przyjaźnić się z mężczyznami. Z ręką na sercu, właśnie tak myślałam.
Z czego to wynikało? Myślę, że przede wszystkim z faktu, że tak mi wielokrotnie powtarzano w dzieciństwie. Przyjęłam zatem, że tak rzeczywiście musi być, a jako że przez jakiś czas w przeważającej większości to rzeczywiście mężczyźni byli moimi przyjaciółmi, utarło się i zostało.
Wszystko zmieniło się w obliczu wyroku TK w sprawie aborcji, czyli stosunkowo niedawno. Zaczęły się strajki, protesty, ja zaś wszystko śledziłam z zapartym tchem i zaciśniętymi pięściami. Czytałam artykuły, słuchałam wypowiedzi, zaczęłam uczyć się o feminizmie, i przepadłam. Zrozumiałam wiele, wiele rzeczy, ale przede wszystkim to, że najbardziej jednej kobiecie może zaszkodzić druga kobieta, ja sama zaś przez to, jak kobiety postrzegałam, byłam tą, która szkodziła swojej płci. Nigdy ich nie wspierałam, bo byłam…
2. Zazdrosne są. Te dziewuchy to zazdrośnice.
Tak też mi mówiono. Nawet teraz, jeśli o tym pomyślę, to słyszę nad uchem głos, który podpowiada, żebym nie słuchała opinii koleżanki, ponieważ ona specjalnie powie mi, że wyglądam dobrze w brzydkiej sukience, by sama mogła wyglądać lepiej.
Może dlatego czułam się w obowiązku rywalizować z innymi kobietami. O to, żeby być od nich ładniejszą, zgrabniejszą, zabawniejszą, odnosić większe sukcesy, mieć większe powodzenie… Mogłabym tak do jutra, ale nie mam tyle czasu.
Jeśli jakaś kobieta miała ładniejsze ode mnie włosy, czułam, że muszę zrobić wszystko, by moje włosy były co najmniej tak samo piękne. Jeśli odniosła sukces w jakiejś dziedzinie, nie gratulowałam, tylko albo temu sukcesowi umniejszałam, albo robiłam coś, czym mogłabym podbudować samą siebie. Co ciekawe, z mężczyznami nie miałam takich problemów. Oni mogli robić, co chcieli. Jedynie z przedstawicielkami płci pięknej nie było tak łatwo.
Dzisiaj rozumiem już, że kobiety nie są moimi rywalkami. Nie mam ochoty wyrywać im włosów i wybijać śnieżnobiałych zębów. Nauczyłam się szczerze cieszyć z ich sukcesu i ani nie umniejszać im, ani samej sobie. Ale trwało to. Oj, trwało.
3. Kobiety powiedzą trzy słowa tam, gdzie powinno zostać powiedziane jedno.
Znacie ten argument o tym, że faceci to proste, nieskomplikowane umysły, ale kobiety wszystko komplikują, doszukują się znaczeń, czytają między wierszami, analizują sekwencję mrugnięć? Ja znam.
I wiecie co? Zgadzam się z tym. Moje wieloletnie obserwacje zaowocowały wnioskiem, że jeśli powiem mojemu mężczyźnie: „Chciałabym wyjść gdzieś na randkę”, zabierze mnie na randkę wtedy, kiedy ja będę chciała. Jeśli nie, zabierze wtedy, gdy on chce. I to nie dlatego, że mnie nie kocha, nie lubi, nie interesuje się. Po prostu nie czyta mi w myślach i nie zastanawia się nad tyloma sprawami, nad którymi ja się zastanawiam. Potrzebuje jasnych i klarownych komunikatów.
Natomiast moja przyjaciółka będzie wiedziała, że napisałam zdanie jakoś dziwnie, inaczej i spyta mnie, czy coś się dzieje. Tak, kobiety mają MOC. Czasami wynikają z tego średnio sympatyczne sytuacje, ale po prostu jesteśmy w większym stopniu empatyczne. Nie mamy w głowie pustego pudełka, zawsze o czymś myślimy.
Sądziłam kiedyś, że to straszna sprawa, ale tak naprawdę… nie jest tak. To po prostu nas różni. I tyle.
Co z tą nienawiścią?
Już mi przeszła. Jak ręką odjął. Przestałam się porównywać, szukać wad u siebie, a tym bardziej u innych. Przestałam porównywać swoje sukcesy do sukcesów innych osób, bo ani ja nie przeszłam ich drogi, ani oni mojej. Porównywanie w ogóle jest idiotyczne.
Zaczęłam też patrzeć na inne kobiety inaczej. Już nie jak na rywalki. Trudno czasem zmienić myślenie, które ktoś zaszczepił w Tobie, gdy Twoja osobowość dopiero raczkowała. Nie jest to jednak niemożliwe.
Może to świadczy o pewnej dojrzałości, może o większej świadomości, a może wszystko sprowadza się do tego, że potrzebujemy feminizmu nie tylko po to, żeby wywalczyć sobie równość z mężczyznami, ale też same ze sobą. Byśmy pojęli w końcu, że najsilniejsi jesteśmy razem, gdy zamiast pięści podamy komuś pomocną dłoń, a zamiast podtykać komuś nogę, można się do niego uśmiechnąć i życzyć miłego dnia.
Właściwie to wcale nie rozumiem idei rywalizacji. Jest całkiem pożądana, gdy gramy w szachy, ale w życiu codziennym dużo bardziej zaowocowałaby… współpraca.