Sprawdziłam to. Kula Ziemka waży 5 972 200 000 000 000 000 000 000 kg. Taki ciężar to całkiem sporo jak na jednego człowieka, nie uważasz?
Mimo to też próbowałam dźwignąć tę planetę. Zaciskałam zęby, tłumiłam płacz, naciągałam mięśnie… na próżno. Niektórych rzeczy po prostu nie jesteśmy w stanie zrobić. Ale to dobrze. Nie wszystkie musimy.
Być może czujesz się odpowiedzialna(y) za szczęście innych. Poświęcasz własne potrzeby, żeby innym było lepiej, wygodniej, milej. Stawianie siebie i swojego dobra na końcu hierarchii masz w małym paluszku. W końcu od tak dawna to robisz. Nie pamiętasz nawet, kiedy zaczęłaś(łeś). Albo wręcz przeciwnie – pamiętasz doskonale. Wiesz, dlaczego samą siebie uważasz za silniejszą, mniej kruchą, bardziej wytrzymałą od innych.
Tylko że to żaden wstyd nie mieć czasem siły. Przewrócić się. Rozbić.
Wiedziałam to już od dawna, ale terapia potwierdziła moje przypuszczenia – wszystko, co dzieje się dzisiaj, miało swój początek wczoraj. W którymś momencie nauczyłam się poświęcać swoje potrzeby. Odkładałam na bok własne „chcę”, „potrzebuję”, „pragnę”, bo szczęście innych każdorazowo stanowiło mój priorytet.
Brałam wszystko na klatę. Starałam się stawać na wysokości zadania. Bo przecież dam radę. Zrzućcie na mnie więcej. Dźwignę to.
Na terapii nazywamy to schematem „Samopoświęcenia”. Jest piękny, dopóki nad nim panujemy. To on bowiem sprawia, że jesteśmy dla innych. Dajemy i samo dawanie sprawia nam radość.
Problem zaczyna się jednak, kiedy robimy to kosztem siebie samej. Oddajemy i oddajemy, nie pozwalając na to, żeby ktoś zrobił dla nas to samo. W taki sposób się znika.
Wtedy to przestaje być piękne, a zaczyna być destrukcyjne.
Czasem to schemat, a czasem nie. Bywa, że to lęk przed tym, iż jeśli my kogoś nie uratujemy, nikt inny tego nie zrobi. Obawa, że tylko my możemy dać komuś szczęście. Czasem poczucie winy w chwili, w której zauważamy własne „ja”. Poczucie odpowiedzialności. Potrzeba ochrony tych, których kochamy. Tyle, ilu nas istnieje, tyle jest powodów. Nie sposób wymienić to wszystkie.
Jestem tu jednak po to, żeby coś Ci powiedzieć. I mówiąc to Tobie, to tak jakbym przemawiała do siebie samej.
Nie masz siły udźwignąć ciężaru całego świata. Nie dlatego, że jesteś słaby, ale dlatego, że to po prostu niemożliwe.
To, że nie dajesz rady, nie jest oznaką słabości. Jesteśmy tylko ludźmi. Ty też masz prawo potrzebować pomocy. Nie ma niczego złego w proszeniu o pomoc.
Bycie kruchym nie jest obelgą. Ludzka natura już taka jest. Łatwo zrobić nam krzywdę. Czasem wystarczy podmuch wiatru, żebyśmy nabawili się kataru. Słowo, żeby pękło nam serce. Każde pęknięcie zasługuje na opatrzenie i opiekę. Każde.
Twoje potrzeby, marzenia i lęki nie są mniej ważne od potrzeb, marzeń i lęków innych. Twoje szczęście nie jest mniej ważne. Jest najważniejsze na świecie. Pozwól sobie na nie. Jeśli Ty tego nie zrobisz, to kto?
Nie jesteś sama, nawet jeśli czasem wydaje Ci się, że tak jest. Nas, próbujących dźwigać na ramionach świat, jest wiele. Wszyscy zasługujemy na to, by nauczyć się, jak dbać o innych w taki sposób, żeby nie zapominać o sobie. Bo nikt nikomu nie każe popadać w egoizm. Chyba że taki zdrowy.
Dlatego zanim skończę pisać ten tekst i zanim Ty skończysz go czytać, mam prośbę. Zastanów się dzisiaj, w jaki sposób możesz pozbyć się części tego ciężaru z barków. To proces, nie da się zrobić tego za jednym zamachem. Ale metoda małych kroczków rzadko kiedy zawodzi.
I zrób dla siebie dzisiaj coś dobrego. Zasługujesz na to.
__________________________________________________________
I jeszcze tylko dwa słowa. Ten tekst jest dla mnie ważny z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że wszystkie Listy, które dla Was piszę, mają w moim sercu specjalne miejsce. Po drugie, ten temat jest bliski mi osobiście, ponieważ zmagałam się z tym wielokrotnie i wciąż mi się to zdarza.
A po trzecie dlatego, że z tym samym mierzy się główna bohaterka mojej nadchodzącej powieści „Łączy nas nienawiść”. Pisząc do Was, pisałam tym razem również i do niej.