Śpi. Jego pierś powoli unosi się w oddechu, a Ty w ciemności wpatrujesz się w sufit. Liczysz jego westchnięcia i myślisz jak ciężkie jest jego ramię, oplatające Twój brzuch. O tej godzinie dawno powinnaś już spać, a zamiast tego leżysz i patrzysz w nicość, w nadziei, że właśnie w tej nicości znajdziesz odpowiedzi na najważniejsze pytania. Chociażby to, dlaczego wolałabyś leżeć teraz w tym łóżku samotnie.
I chciałabyś, i się boisz.
Bo przecież nie zawsze jest źle. Nie zawsze się kłócicie, nie zawsze nie zgadzacie, nie zawsze on przychodzi pijany do domu i nie zawsze robi awanturę. Nie z każdą inną sypia i generalnie – nie jest najgorszy. Są gorsi i są dobre chwile. Być może trzeba skupić się na tych dobrych wspomnieniach, zamiast rozgrzebywać złe?
A mimo to są też te chwile, w których pragniesz wyjść.
Noga w progu nie pozwala zamknąć drzwi, niezależnie od tego, po której stronie stoisz. Perspektywa pustego łóżka z jednej strony kusi, a z drugiej przyprawia o ataki paniki. Gdy serce bije niebezpiecznie szybko robisz szybką kalkulację w głowie i dochodzisz do wniosku, że nie jesteś gotowa na samotność. Niezależnie od natężenia krzyku, od wylanych łez, marzeń, które umarły, błękitnych siniaków i nieprzespanych nocy. Samotność jest od nich gorsza.
A co jeśli Ty nigdy nie trafisz na lepszą? Co, jeśli ona jest wszystkim co Cię w życiu czeka? Czasem przecież lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu. Do kłamstw też można się przyzwyczaić, a nieraz słowo przepraszam nie leczy ran, tylko nakłada na nie opatrunek i człowiekowi wydaje się, że da radę żyć dalej. Kiedy ilości opatrunków na coraz to głębszej ranie nie da się już zliczyć, uśmiechasz się do niej smutno i pozwalasz przykleić sobie następny. Bo przecież ją kochasz i nie odejdziesz.
Poza tym – jesteśmy dorośli – są dzieci i kredyty, a one wiążą mocniej niż przysięgi przypieczętowane krwią. W dniu ślubu był śmiech, gdy kupowaliście dom kochaliście się na podłodze w jeszcze pustym salonie, ale życie bywa przewrotne. Gdy przestaje być dobrze, ważne, że jest stabilnie. I z nogą w przejściu spędza się całe życie. Czasem wcale nie kochając, nie lubiąc, nawet nie tolerując. Ale… Ale bywa silniejsze od bólu – zostanę.
Podobno pewność, że się nie kocha nabiera się w chwili, w której uświadamiamy sobie, że bardziej jesteśmy zakochani we wspomnieniach, niż w osobie, która przed nami stoi. Pamiętam, że ten cytat mną wstrząsnął.
Ale my kochamy, prawda? Kochamy czasem do szpiku kości. Kochamy mocno, kochamy i nienawidzimy jednocześnie, kochamy wbrew sobie, kochamy i nie wiemy dlaczego i po co. Kochamy miłością, która nie przypomina tej z piosenek, a jednak jest i kłuje w serce. I jak to się dzieje, że możemy jednocześnie ponad wszystko pragnąć zostać, a w nocy wyć głośno i bezwstydnie, bo tak bardzo potrzebujemy wyjść i nigdy nie wrócić?
Wiesz, stałam niegdyś w progu z nogą w drzwiach. Stałam, wiatr owiewał mój kark, a ze środka domu patrzyła twarz, która znała mnie aż nazbyt dobrze. Bałam się wyjść. Bałam się co stanie się z tą twarzą i co stanie się ze mną, gdy ją opuszczę. Jednak im dłużej tkwiłam w tym miejscu, tym więcej było wycia. Więcej było łez i więcej było nienawidzę niż kocham. Więc wyszłam. Wyszłam z zaciśniętymi powiekami i pięściami, bolącym sercem i poranionym ciałem. Wiem, że twarz po drugiej stronie również cierpiała.
Tak to jest z zakończeniami – potrafią rozerwać serce na pół. Zakończenia wywołują bunt, zasługują na żałobę. W końcu coś co znaliśmy, może kochaliśmy, skończyło się i nie ma zamiaru wrócić. Straciłeś część swojej codzienności, choć zyskałeś miejsce w szafie. Z przyzwyczajenia wyciągasz rano dwa kubki na kawę, zamiast jednego, szybkie ukłucie i już zwijasz się na kanapie, starając opanować szloch.
Ale nie żałujesz.
Bo czasem jedyne co trzeba zrozumieć, to to, że choć miłość romantyczna jest piękna, piękniejsza może być tylko ta do człowieka, który idzie z Tobą przez życie – z samym sobą.
Boisz się? Dobrze. To znaczy, że żyjesz. Tylko nie bój się samotności, nie bój się pytań, nie bój się pustego łóżka. Bój się braku wsparcia, szacunku i zrozumienia. Nie bój się, że nie spotka Cię już miłość. Bój się, że sam nigdy siebie nie pokochasz tak mocno jak na to zasługujesz. Nie bój się bólu. Ból minie, jak wszystko. Mój też minął – po burzy wzeszło słońce, rany się zabliźniły, a zaciśnięte pięści otwarły. Nie bój się straconych planów. Bój się zabitych marzeń. Nie bój się, że stracisz partnera. Bój się stracić samego siebie.
A najbardziej to nie bój się być niekochanym. Bój się, że zapomnisz jak kochać.
A tutaj zaraz – O TU – możesz polubić fanpage Pisadła i czytać jeszcze więcej.
Tutaj zaś łap Zosieńkowe Kochaj: HOP.