Lubię
ten stan, gdy wychodzę ze swojej bańki. Wychodzę do czegoś nieznanego, czegoś,
co przeraża. Lubię się ze sobą droczyć, zawsze z takich wypadów wracam mądrzejsza,
a przynajmniej wdzięczna, że żyję tu, gdzie żyję.
Moja bańka jest taka dobra, i spokojna,
i cicha, i akceptująca, i kochająca, i nieoceniająca. Czasami ją opuszczam, by
zobaczyć, co jest po drugiej stronie. Zawsze trochę mi smutno, gdy okazuje się,
że w wielkim świecie jest niemiło, niepomocnie, niechętnie i nieswojo. Niby
wiem, że tak jest, a zawsze czuję się rozczarowana. Tak jakbym odwijała złotko
gorzkiej czekolady, po raz kolejny licząc na to, że przecież w środku znajdę białą.
Nigdy jej jeszcze, kurczę, nie znalazłam.
Idę na spacer. Jest wczesna wiosna – po zimie, której nie było – zakładam krótką sukienkę i lekkie rajstopy. Mijam przystanek autobusowy, na ławeczce siedzą starsze panie. Jedna z nich mówi „ale masz piękne wzory na pończochach”. Nie wyprowadzam jej z błędu, dziękuję z uśmiechem, idę dalej. Na kolejnym rogu stoi starszy pan, przygląda się moim tatuażom dłuższą chwilę i pyta: „Po co się tak oszpeciłam”. Myślę sobie: „Co za cham, ja nie mówię mu, że ten kaszkiet nijak się ma do kurtki”. Mijam go bez słowa. Może lepiej spożytkowałby swój czas, myśląc, co ugotować żonie na obiad.
Pamiętam, jak w szkole średniej nauczycielka zapytała mnie, czy nie boję się, że nie znajdę pracy, mając tatuaż na dłoni. Odpowiedziałam pytaniem „Czy wyglądam na osobę, która będzie pracować w kopro albo w banku?”. Chciałam dodać, że nawet jeśli będę żyć pod mostem, co żywo chciała mi przepowiedzieć, to wciąż będzie moje życie. Nie jej.
Czasem
odwiedzam ciotkę znajomej, wpadam na herbatę. Ona nikogo nie ma, ja lubię widok
z jej okna. Gdy razem siedzimy, nie ma między nami wielkiej sympatii, ale jest
dobrze, czuć obecność drugiej osoby, to ważne. Trzeba robić takie rzeczy, tak
uważam.
Często myślę wówczas o niebieskich
migdałach. Wyłączam swoje uszy, bo nie chcę, by słyszały plotki. Po co? Po co
mi wiedzieć, z kim sypia sąsiadka z dołu, dokąd wyprowadziła się kuzynka koleżanki,
co złego na mszy powiedział ksiądz i w którym mieszkaniu mieszka ten gbur, którego
kot szcza na parapecie? Przypominam sobie mojego wujka, który co rusz rzucał wieściami
z wielkiego świata życia innych ludzi. Kto z kim kiedy jak i dlaczego. Nie słucham.
Na tym wiosennym spacerze zaglądam ludziom do okien, widzę, jak siedzą na kanapie i oglądają seriale. Śledzą losy wykreowanych postaci tak mocno, że aż nie wiedzą do końca, jak pokierować swoim losem. Może myślą, że w końcu ktoś te decyzje podejmie za nich? Szkoda, że nikt taki się nie urodził – kto by robił coś za nas. Mijam poduszki położone na parapecie, to na nich siedzą kwoki, obserwujące, co tam słychać na podwórku u sąsiadów.
I to wieczne… co ludzie powiedzą? Ja bym powiedziała „dobrego dnia”.
Z jednej strony, bawi mnie to, że ludzie tak mocno zagłębiają się w życie innych. Zawsze zastanawiam się, co nimi kieruje. Czy ich życie jest aż tak nieciekawe, że nie chcą o nim myśleć? A może wolą obgadać innych, niż popracować nad sobą? A może w ogóle nie wiedzą, że to jest możliwe – by żyć u siebie i po swojemu? Bawi mnie to, bo to takie głupiutkie – siedzieć w innych historiach, między palcami przepuszczając swoją własną. „Hop hop – obudźcie się” mam ochotę krzyczeć. I później robi mi się smutno, bo tak bardzo nie umiałabym żyć życiem innych, że nie umiem sobie tego nawet wyobrazić. To musi być bardzo deprymujące. I takie… niepełne, takie nijakie. Mylę się?
Tak
zostałam wychowana. Tak zawsze robiła moja Mama, nie wtrącała się, nie dopytywała,
nie oceniała. Oczywiście, to dzięki temu ja dziś idę do niej z każdą jedną zagwozdką
i po radę. Bo czuję, że mogę i że chcę, że nie ma presji. Bo gdy dajesz wolność,
nigdy nie jesteś sam, ludzie czują się z Tobą bezpiecznie, wracają.
Ona pokazała mi, że każdy ma swoje życie.
A później jeszcze zrozumiałam, że nie mam prawa nikomu prawić morałów i niczego
mówić. Dawać rad, o które nikt nie prosił. Tylko ja mogę wtrącić się w tylko
moje życie. Zresztą – po co miałabym myśleć o tym, jak żyją inni? Wolę skupić się
na sobie, siebie rozwijać, w siebie inwestować.
I gdy mijam tego starszego pana na rogu, i panie plotkujące o innych, gdy odwiedzam ciotkę znajomej i wspominam wujka, myślę sobie – to ich wybór. Ale nie zawsze jest tak, że starsi wiedzą lepiej. W tym się mylą – bo lepiej jest żyć swoim życiem, a nie przejmować się ludźmi.
Wskocz na Fanpage Pisadła i znajdź mądre teksty Justyny: TU.