Stary jak świat!
No dobra, może trochę przesadziłam. No, ale młodziutki nie jest.
Niech dowodem na to będzie chociażby fakt, że pięcioaktówkę stosował Szekspir. Tych przykładów mogłoby być więcej, ale jeśli mamy sięgający przełomu XVI i XVII wieku, zerknijmy na coś współcześniejszego. Kojarzycie „Breaking Bad”? To serial, którego reżyser i jeden ze scenarzystów Vince Galligan stosował pięcioaktówkę w każdym z odcinków. To już daje do myślenia, no nie?
I chociaż ta struktura ma już swoje lata, została opisana przez niemieckiego powieściopisarza, Gustava Fraytaga w 1863 roku, czyli chwilę temu. Tak wygląda jego piramida:
No i widzimy, że jest pięć aktów. Nie da się temu zaprzeczyć.
Ale jakie to akty?
- Ekspozycja (Kto? Gdzie? Jak?)
- Poruszamy się do przodu (Rising Movement)
- Punkt kulminacyjny (Ojć, czas na draaamę!)
- Falling action (Ku końcowi)
- Katastrofa/Rozwiązanie
Jeśli obserwujecie mnie na moim instagramie i widzieliście wpisy o strukturze trzyaktowej lub widzieliście mój wpis TUTAJ, pewnie wyda Wam się, że kojarzycie niektóre punkty. Przecież w trzyaktówce też był Punkt Kulminacyjny! Też była Katastrofa! No były, były. Jednak w innych miejscach, prawda? I ujęte nieco inaczej.
Pogadajmy o tym, jak ujął je Fraytag!
Ekspozycja
Akt pierwszy – przedstawienie protagonisty, czasów i świata, w którym żyje.
W tym akcie pojawi się również Moment Inicjujący (wyrzucamy protagonistów poza ich strefę komfortu).
Naszym głównym zadaniem w tym akcie jest przedstawienie kontekstu, przedstawienie miejsca akcji (również backstory). Dzięki początkowej ekspozycji odbiorca rozumie, dlaczego Moment Inicjujący ma znaczenie.
Rising Movement
Akt drugi następuje po Momencie Inicjującym i trwa do Kulminacji. Służy nam głównie do budowania świata, naszych postaci oraz ich relacji z odbiorcami.
Odkrywamy nowy świat, często razem z protagonistą. Jednak nie kończymy na rozbudowaniu miejsca akcji. Zaczynają pojawiać się zalążki konfliktów, komplikacje. Odbiorca już ma pojęcie o tym, jakie problemy mogą pojawić się na drodze protagonisty.
Akt drugi prowadzi nas bezpośrednio do Kulminacji. Napięcie rośnie. Siedzimy jak na szpilkach, bo wiemy, że zaraz będzie się działo.
Ważne: według Fraytaga wszyscy bohaterowie powinni zostać przedstawieni do końca tego aktu.
Kulminacja
(Według Fraytaga jest to najważniejszy moment powieści)
To nie ta sama kulminacja, o której rozmawialiśmy przy trzyaktówce. Bo tam też była, pamiętacie? Tuż przed zakończeniem opowieści. Tutaj jest trochę inaczej.
To Punkt Zwrotny (Reflection Point). Ta kulminacja wypada nam równo w połowie powieści.
Nie ma odwrotu. Stawki rosną. Protagoniści stają na rozdrożu dróg. Muszą wybrać drogę, która albo poprowadzi ich do zwycięstwa, albo przegranej.
Kulminacja powinna wynikać z tego, co się już wydarzyło. Powinna być naturalnym wynikiem dotychczasowych wydarzeń. Dla bohaterów oznacza momenty trudnych decyzji. Chwile, w których mierzą się z tym, czego do tej pory unikali.
Od tej pory już nic nie będzie takie samo, ponieważ zmienią sposób patrzenia na rzeczywistość.
Falling Action
Jeśli zmierzamy ku tragedii, wszystko idzie nie tak. Jeśli piszemy komedię, protagoniście zaczyna się powodzić.
Fraytag nie zostawił nam wielu wskazówek dotyczących tej sekcji. Jednak znaczenie ma tu jedno: siła ostatecznego napięcia. To moment zaraz przed katastrofą w kolejnym akcie, który ma za zadanie zrobić odbiorcom wodę z mózgu.
No, czyli to chwila, w której zasiewamy czytelnikowi ziarno niepewności. Jednak nie po to, po co myślicie. Jako że Fraytag nastawiał się na tragedię, siał to ziarno głównie po to, żeby nadchodząca katastrofa nie wydała się odbiorcy wyssana z palca. Budował grunt.
Katastrofa/Rozwiązanie
Wszystko, co do tej pory się działo, działo się dla tego momentu. Protagonista albo wygrywa, albo przegrywa. Chociaż według Fraytaga głównie przegrywa.
Ostateczne starcie. W Hamlecie wszyscy umierają. W komedii romantycznej jest finalny pocałunek. A w filmie akcji… No, to co się dzieje w filmach akcji.
Wyjaśniamy wszystkie wątki, zamiatamy ten bałagan i kończymy.
Różnice pomiędzy trzyaktówką i pięcioaktówką.
Na pewno warto wspomnieć, że struktura pięcioaktowa jest nastawiona bardziej na… tragedię, która wieki temu była uważana za wyższą formę opowieści. Nie znaczy to jednak, że nie znajdziemy opartych na niej komedii. Znajdziemy.
Jeśli jednak by porównać te dwie formy, trzyaktówka, jak ktoś mądry kiedyś powiedział, polega na tym, że w pierwszym akcie wsadzamy protagonistę na drzewo, w drugim rzucamy w niego kamieniami, a w trzecim go ściągamy. W pięcioaktówce wygląda to bardziej tak, że wsadzamy protagonistę na drzewo, potem rzucamy w niego kamieniami, on próbuje zejść, nie udaje mu się, aż w końcu któryś kamień trafia go w łeb, on spada i łamie sobie kark.
Mówiłam… Fraytag pragnął tragedii! I niech dowodem na to będą wszystkie sztuki Szekspira. Hamlet, Makbet oraz Julia z Romeem pozdrawiają… A nie, czekajcie. Nie pozdrawiają. Bo nie żyją.
Jednakże!
Nie wolno nam zapomnieć o tym, że każda z tych struktur była analizowana i modyfikowana przez masę ludzi. Trzyaktówka ma obecnie mnóstwo form, podobnie z pięcioaktówką. Wersja Fraytaga, o której dzisiaj rozmawialiśmy, została dostosowana do naszych czasów i historii, które aktualnie opowiadamy.
Pięcioaktówka jednak nastawia nas na dramę, to bez dwóch zdań.
Źródła:
Into the woods by John Yorke