Czasami się o Ciebie boję, wiesz? Bo czy zawsze może być dobrze?
Czasami myślę sobie, że jesteś zbyt szalona. Nawet jak na moje standardy.
Czasami złoszczę się, że tak szybko zdarza Ci się irytować.
Czasami boli mnie, że tak długo się bałaś. Że przez to mogłaś zaprzepaścić swoją szansę.
To są krótkie chwile. Na co dzień stoję za Tobą murem. Na co dzień nie chcę niczego Ci wyrzucać. Pamiętam słowa człowieka, który nazwa mnie siostrą „nie mogłaś zrobić inaczej, zrobiłaś to, co umiałaś najlepiej, to była Twoja droga, wszystko przyszło w swoim czasie”.
Gładzę Cię po obojczykach. Zabieram na randki. Głośno śpiewamy stare amerykańskie piosenki w drodze do pracy. Martwiłam się, gdy straciłaś przytomność, bo za mało jadłaś, a stresami można było wówczas obdarować paru przypadkowych przechodniów. Każdy by zemdlał z nadmiaru wrażeń i niedomiaru spokoju. Byłam z Tobą, gdy upadałaś. Gdy walczyłaś, by więcej nie stracić gruntu spod nóg. Później już, gdy obrałaś swoją drogę, wolna, bez uzależnienia, widziałam, jak niekiedy życie Cię zgniatało – bo za bardzo ufałaś, bo za szybko wpadałaś w złość, bo za dużo oczekiwałaś.
I zauważyłam tę zmianę, która w Tobie zaszła. Nauczyłaś się nie planować. Przestałaś przywiązywać się do idei. I narzucać sobie szaleńczego tempa. Dziś gdy przychodzi sztorm, pozwalasz falom się unosić. Nie łapiesz się kurczowo ostrych krawędzi, które może powstrzymały by szaleńczy pęd, ale poraniły do głębi. Wiesz, że gdy burza minie, fale wyrzucą Cię na brzeg. Może płuca będą pełne słonej wody, może oddech ugrzęźnie w otchłani. Może będziesz musiała otulić się ciepłym kocem, z oczu popłyną łzy, ciało będzie umęczone, a Ty zła, rozczarowana, smutna. Ale przyjmiesz to, z ufnością. Nawet gdy w pierwszych chwilach będziesz chciała buntować się przeciwko temu, co się wydarzyło, podświadomie poczujesz, że jest tak, jak miało być. Poddasz się temu, co podrzuca Ci życie. Wyjazd? Ok. Inna praca? Dobrze. Odmowa? W porządku.
Widzę też, że jesteś cichsza, spokojniejsza. Że nie potrzeba Ci wielkich wydarzeń. Rozkoszujesz się tym, co małe, dobre, „Twoje”. Wiesz już, co w życiu sprawia Ci radość, co pozwala Ci wzrastać. Gdy więc nagle lądujesz w innym kraju, po prostu podwijasz rękawy, i bierzesz się do pracy. Bez lęku pozwalasz sobie działać z tym, co kochasz. I czegokolwiek byś się nie dotknęła, mocno wierzysz w to, że osiągniesz założony cel. Przecież jeszcze nigdy nie poniosłaś porażki. Były momenty, gdy musiałaś na coś poczekać dłużej, były chwile, gdy coś nie szło po Twoje myśli. Ale za każdym razem okazywało się, że te zdarzenia były po to, byś mogła dostać coś jeszcze lepszego. Ufasz światu, widzisz doskonale, czego chcesz i po to sięgasz.
Jesteś dzielna, wiesz? Nie dlatego, że zaiwaniasz jak dzika norka. Nie dlatego, że ze wszystkim sobie poradzisz. Nie dlatego, że umiesz odnaleźć się w każdej sytuacji. Nie, jesteś dzielna, bo pozwalasz sobie na słabość. Zaczęłaś o niej głośno mówić. O swoich lękach, wrażliwości, bólu. Publicznie pokazałaś łzy. Dałaś światu swoje zakrwawione serce. I nie bałaś się tego, prawda i samostanowienie były dużo ważniejsze.
Jesteś dzielna, bo zaczęłaś mówić. A nie tylko mówić o mówieniu. Bo pokochałaś. Siebie, ale i drugiego człowieka. Tak naprawdę, a nie na niby. Tak do głębi, do utraty tchu, do zapomnienia o bożym świecie. A późnej pozwoliłaś tej miłości, która okazała się nie być dla Ciebie, odejść. Uszanowałaś, zrozumiałaś, wycofałaś się.
Jesteś dzielna, bo umiesz spojrzeć na tę miłość z miłością – taką jak matka ma do dziecka, drzewo do korzeni, jedna dłoń do drugiej dłoni – i nie czuć żalu, ukłucia, zawodu, rozczarowania. Po tym, gdy wydawało się, że Twoje serce zostało złamane, trzymasz je w rękach, delikatnie całujesz i uśmiechasz się. Wiesz, że ono czuje, że to było dobre, ważne, potrzebne. Jest wdzięczne, a nie złamane.
A na koniec jeszcze powiem, że jestem z Ciebie bardzo dumna. Z tego, że nauczyłaś się dostawać realną krytykę i nie dostrzegać jej tam, gdzie nie istnieje. Że z pokorą przyjmujesz to, co daje Ci los. Że oduczyłaś się oczekiwać. Od siebie, od innych, od życia. Nie masz za złe komuś, gdy się nie wywiązuje, gdy nie dotrzymuje słowa, zrani, odpuści, popełni głupstwo. Czy takie przejmowanie się cokolwiek by zmieniło? Nie. Lepiej nie oczekiwać i milo dać się zaskoczyć. Albo nie. I to też jest ok. Bo przecież zawsze wydarza się wszystko to, co ma się wydarzyć. Nie mniej, nie więcej. A jeśli tego nie ma, to nie miało tego być.
Widzę Cię, gdy głośno śpiewasz. Gdy jedziesz do pracy o 23 i uśmiechasz się do swoich myśli. Gdy tańczysz do piosenki o uwolnieniu. Gdy bierzesz głęboki wdech. Gdy czujesz, jak powietrze może przenikać od nosa aż po sam brzuch. Jak zmieniło się Twoje ciało, fizyczność pod wpływem zmiany myślenia. Jak uwolniłaś głos, który skrzypiał i nie krzyczał tylko – aż – tym, że zaczęłaś mówić, rozmawiać, dzielić się, stawiać granice.
Zosiu, piękny z Ciebie człowiek. Spełniaj marzenia. Otaczaj się cud ludźmi. Z wiarą i nadzieją patrz w przyszłość. Fotografuj. Pisz. Spaceruj. Kochaj. Buduj dom. Jedź w świat. Czytaj książki. Rób wszystko to, co jest dla Ciebie dobre. Słuchaj głosu serca – pamiętaj, że nie zawsze to, co myślałaś, że było „Twoje” takim było. Ufaj, nie trzymaj się kurczowo swoich wyobrażeń. Żyj, bo robisz to cudnie.
Fanpage Pisadła i teksty Luszyńskiej znajdziecie TU.
Zosieńkową Drogę TU, a Kochaj TUTAJ.