Wydawało mi się kiedyś, że powinnam być bezwzględnie konsekwentna w swoich dążeniach.
Skoro powiedziałam A, to powinnam od razu polecieć z resztą alfabetu. Skoro zapragnęłam uczyć, poszłam do szkoły, obroniłam obydwie prace dyplomowe na piątki, to powinnam być konsekwentna i pracować jako nauczycielka. Nie zwracać uwagi na to, że nie odnajduję się w systemie. Olać to, że stres doprowadza mnie na skraj wytrzymałości. W końcu powiedziałam A, tak? To zobowiązuje.
Skoro raz się zakochałam i sądziłam, że ta miłość będzie już na zawsze, to nie wolno mi zmienić zdania. Nie wolno pozwolić uczuciom wygasnąć. Lepiej tkwić w czymś, w czym nie chcę być, byleby tylko pozostać konsekwentną.
Skoro marzyłam kiedyś o pensjonacie w górach, tyle o nim mówiłam i wręcz planowałam, nie powinnam teraz się z tego wycofywać. Powinnam chcieć.
Powinnam potrafi zmienić życie w piekło.
A ja powiem Wam tak: spędziłam pięć lat na przygotowywaniu się do zawodu, w którym nie pracuję i jest mi z tym dobrze. Praca w szkole, mimo że trafiłam do świetnej placówki, w której spotkałam wspaniałych ludzi, po prostu nie była dla mnie. Radziłam sobie, owszem. Nie miałam żadnych problemów z uczniami czy ich rodzicami. Oni lubili mnie, a ja ich.
Ale to nie było dla mnie. Stres codziennie przeżuwał mnie i wypluwał. Plony tego zbieram do dzisiaj.
Spróbowałam i dziękuję bardzo, ale to moja granica. Nie chcę tego i mówię o tym głośno.
Zmieniłam zdanie.
Tak samo, jak zrobiłam to w kwestii niektórych relacji – tych romantycznych i tych wcale. Niektórzy zrobili to względem mnie. Przyjaźnie transformowały w zwykłe znajomości. Znajomości w przyjaźnie. Miłość w obojętność.
Nie dlatego, że nie jestem konsekwentna, ale dlatego, że tak jak zmienia się moje zdanie, tak samo zmieniam się ja sama. Dojrzewam. Inaczej patrzę na świat. Ustalam nowe priorytety. Bardziej siebie rozumiem. Leczę od dawna ropiejące rany, przestaję wkładać w nie palce. Porzucam jedne marzenia, bo pojawiają się inne.
Kto wie? Może pewnego dnia stwierdzę, że pragnę pracować w szkole? Dojrzę do tego w jakiś sposób, zmienię perspektywę, nabiorę siły? Nie wykluczam takiej możliwości.
W końcu każdy dzień mnie zmienia.
Nie stanie się to jednak dzisiaj.
To niemożliwe – żyć, doświadczać i pozostawać wciąż taką samą.
Niemożliwe, żeby wszystko, co mnie spotyka, nie odcisnęło na mnie piętna. Niemożliwe, żebym każdego dnia nie patrzyła na świat trochę inaczej.
„A bo ty mówiłaś…„
Mówiłam. Pewnie wiele rzeczy. Jestem przekonana, że wtedy w nie wierzyłam.
Mimo to zmieniłam zdanie. Bo mam do tego prawo jak każdy z nas. Ten świat kształtuje nas do dnia naszej śmierci. Czasem mniej, a czasem bardziej. Jesteśmy jak z gliny.
Nie zamierzam czuć się winna, ponieważ trzy lata temu powiedziałam jedno, a dzisiaj myślę coś innego. Ależ nie ma w tym nic dziwnego. Po prostu wtedy tak myślałam.
Wtedy czegoś pragnęłam.
Wtedy coś planowałam.
Już tego nie robię.
Wdech i wydech. Nic się nie dzieje. To tylko życie.