Nie jestem pewna, czy w tym przypadku jestem właściwą osobą na właściwym miejscu.
Bo wiecie, ja UCZĘ SIĘ walczyć o swoje. I, powiem nieskromnie, idzie mi coraz lepiej, ale to nadal nie jest jeszcze to co powinno być.
Bo powiedzmy to sobie szczerze, unikam konfliktów. Nie lubię ich, odwracam od nich wzrok. Nie lubię sprawiać ludziom przykrości, nawet jeśli oni sprawiają ją mi. Jakoś ktoś mi w dzieciństwie wmówił, że kłócić się nie powinnam i nie powinnam walczyć, a ja doskonale tę lekcję pamiętam. To jest pierwsza rzecz, której nauczę swoje dzieci:
macie prawo mieć swoje zdanie.
Mam nadzieję, że do tego czasu sama temat opanuję.
Ale powiedzmy sobie szczerze, ilu z nas unika ryzyka? Ilu nie podnosi lub nie podnosiło ręki podczas lekcji, bo bało się, że zada głupie pytanie, albo odpowie błędnie i się wygłupi?
Dajcie spokój, lada moment kończę studia magisterskie i nadal miewam takie chwile.
A – o, ironio – pracuję jako nauczyciel i cały czas powtarzam swoim uczniom, że nie ma głupich pytań. (W tym miejscu zarzucacie mi hipokryzję i macie stuprocentową rację)
Strasznie dużo tej głupoty nam się tutaj nazbierało, czyż nie?
Pozostaje jednak kwestia spraw ważnych. Takich, które nie dotyczą lektur, czy nawet ułamków, ale życiowych wyborów. Można nie mieć odwagi odezwać się w klasie, a potem odetchnąć z ulgą, że tego nie zrobiliśmy, bo chcieliśmy powiedzieć, że Słowacki napisał „W pustyni i w puszczy”, albo unieść podbródek wyżej, bo choć się nie zgłosiliśmy, myśleliśmy dobrze.
Można zamilknąć w czasie kolacji, bo nie zgadzamy się z wujkiem Staszkiem, a nie chcemy rozpoczynać III Wojny Światowej w domu. Można ugryźć się w język, gdy babka wpakuje się przed nami do gabinetu ginekologa, choć przyszła po nas. Można zrobić te wszystkie rzeczy i – umówmy się – nie wpłyną one drastycznie na nasze życie.
Ale, jeśli weźmiemy swoje życie i położymy je na otwartych dłoniach przypadku, stracimy je. Jeśli pozwolimy, by strach decydował o naszej pasji, naszej pracy, naszej rodzinie i naszym domu, one nigdy nie będą w pełni nasze. Jeśli poddamy się pragnieniom wszystkich ludzi dookoła, damy się stłamsić i jedynym objawem buntu będzie płacz w poduszkę, zasłużyliśmy na to.
Kiedy nie chcesz mieć dzieci, ale decydujesz się na nie, bo otoczenie na Ciebie naciska. Kiedy nienawidzisz swojej pracy, ale tkwisz w niej, bo otoczenie uważa ją za świetną. Kiedy sądzisz, że zasługujesz na awans, ale nie odzywasz się, bo szef przecież zawsze wie lepiej. Kiedy świetnie śpiewasz, ale odpuszczasz, bo nie wygrałeś pierwszego konkursu piosenki, na który poszedłeś. Kiedy chcesz żyć inaczej, ale wolisz się unieszczęśliwiać ze względu na strach, że inni Cię nie zaakceptują.
Marnujesz swoje życie.
Ja kiedyś swój bunt okazywałam poprzez zachowania autoagresywne. Nie potrafiłam sprzeciwić się, miałam w głowie blokadę, więc gdy coś szło nie tak, krzywdziłam się i to dawało mi jakiś zalążek kontroli, której przecież nie miałam. Nie panowałam nad swoim życiem.
Co mi było po tym? Dało to tyle samo, co płacz w poduszkę. Żadna sprawa, przez którą cierpiało moje ciało, nie została przeze mnie wygrana. Żadna.
Dopóki nie zostawiłam samej siebie w spokoju, a nie skupiłam się na problemie, byłam mała. Byłam nijaka. Mało charyzmatyczna. Ludzie do mnie nie lgnęli. Bo do kogo mieliby lgnąć? Nie miałam swojego zdania. Nie walczyłam o cele, które sobie wyznaczyłam, a jak ktoś mi powiedział, że moje marzenie jest bezsensowne, wykreślałam je z listy.
Było, minęło.
Dlatego jeśli chcesz, przepuść durne babsko w kolejce. Jeśli chcesz, nie podnoś ręki na lekcji. Nie kłóć się z wujkiem przy kolacji.
Ale, gdy wujek zacznie układać Ci życie, poważnie zastanów się nad słowami.
Fanpage Pisadła i teksty Luszyńskiej znajdziecie TU.