W domu zamiast skrzydeł rosły nam korzenie.
Wrastały w podłogi, gryzły parkiety.
Gdy brat powiedział, że wolałby latać po niebie,
wszyscy myśleli, że się przejęzyczył.
W takich domach jak nasz
ściany są z chmur, a za oknami latają żurawie.
Taki to nasz prywatny raj.
Snów się nie śni, sny są na jawie.
Gdy ze stóp jego nie wyszły korzonki,
a zamiast liści, z pleców wyszły pióra,
matka odprawiła nad nim wszelkie modły.
Jakie skrzydła?, rzekła. Nie skrzydła, lecz bzdura.
Wyglądała gałęzi i liści zielonych,
a zamiast nich znajdowała kikuty, białe pierze.
Ale przecież nie na anioła był chrzczony.
Nie aniołem miał być, ale drzewem.
W końcu sam zaczął obrywać pióra.
Wypchał nimi wszystkie poduchy.
Jakie skrzydła?, powtarzał. Nie skrzydła, lecz bzdura!
Do kostek przyczepił ciężkie łańcuchy.
Byleby tylko nic mu wzlecieć nie kazało.
Byleby tylko nogi trzymały się ziemi.
Na niebie nic na niego nie czekało.
Czekał więc na ziemi korzeni.
Czekał latami, lecz lata mijały.
A on w drzewo nie umiał się zmienić.
Pewnej nocy gwiazdy go do siebie wezwały.
Krzyczały: Prędzej wzlecisz, niż się zakorzenisz.
Tak jak Ikar poleciał, w nadziei, że chmura
złapie go w ramiona i umrzeć nie pozwoli,
tak brat mój, zapominając, że wyskubał pióra
podzielił smutny los ikarowy.
Nigdy nie urodził gałęzi i liści zielonych.
Zamiast nich kikuty, bo wyskubał pierze.
Ale przecież nie na anioła był chrzczony.
Nie aniołem miał być, ale drzewem.
___________________________________________________________
PS. Przy pisaniu tego wiersza nie ucierpiał żaden brat 🙂

1 thought on “Nie skrzydła, lecz bzdury”
Comments are closed.