Jednym z przełomowych momentów w mojej terapii był ten, w którym usłyszałam, że temperamentu nie da się zmienić.
No dobrze, można delikatnie nagiąć granice, jednak nie ma co oczekiwać spektakularnych efektów. Czasami niektóre cechy po prostu mamy. I co? I musimy się z tym pogodzić.
Wiem, brzmi to trochę jak argument: „Już taki jestem. Musisz to zaakceptować”.
Ale spokojnie, nie do końca chodzi mi o to. Jasne, wiele osób używa takiej wymówki. Czy słusznie? Aby to dobrze zrozumieć, musimy wyjaśnić sobie jedną rzecz. Temperament i charakter to nie to samo. Być może już to wiedzieliście. Dla mnie był to szok.
Temperament jest wrodzony. To od niego zależy, czy ktoś jest żywiołowy, czy flegmatyczny, wrażliwy na bodźce, i tym podobne. I, jak się okazuje, temperamentu nie zmienimy. Możemy marzyć o tym, że być bardziej energicznymi, ale jeśli z natury jesteśmy stonowani… Nic z tego.
Możliwe jest delikatne nagięcie granic, lecz nie będzie z tego spektakularnych efektów.
Charakter zaś jest mieszanką cech naszej osobowości oraz tego, co wynieśliśmy z naszego otoczenia, domu, dotychczasowych doświadczeń. Poniekąd się go uczymy, nabywamy go. To suma naszych zwycięstw i porażek, przyjaźni i złamanych serc.
I, co najważniejsze, charakteru nie dostajemy w przydziale, jak temperamentu. Nie rodzimy się z nim, lecz go kształtujemy. Dlatego też, Moi Mili, nad charakterem można pracować. Jeśli jesteśmy niepunktualni, możemy to zmienić. Nie jest to rzecz nie do przeskoczenia.
Nie jestem spontaniczna.
Wiedzą to wszyscy moi bliscy. Jestem ostatnią osobą, która zadzwoni w ciągu dnia albo wieczorem, i zaproponuje wyjście. A niespodzianki? Wiem, że są przejawem miłości i troski, ale nie zawsze znoszę je dobrze. Wolę wiedzieć, co mnie czeka. Inaczej jestem niespokojna.
Kocham za to rutynę i to w niej czuję się najbezpieczniej. Mam plan dnia, punkty do odhaczenia, i jeśli coś ten plan zaburza, wytrąca mnie to z równowagi. Nie potrafię się odnaleźć w nowej rzeczywistości, robię się nerwowa. Lubię przygotowywać się psychicznie do pewnych wydarzeń. Wiedzieć o nich wcześniej i na spokojnie przetrawić sobie to, że będę brała w czymś udział.
Już tak mam. I całymi latami się za to obwiniałam. Nudna i niespontaniczna. Tak samą siebie postrzegałam.
Aż wreszcie usłyszałam, że: No cóż, pani Justyno, tak już jest. To cecha, z którą się pani urodziła. Niewiele tutaj można zdziałać. Możemy popracować nad tym, jak radzić sobie w tych niespodziewanych sytuacjach, i tyle.
Jakby mnie trafił grom z jasnego nieba. Na początku tego do końca nie przyswoiłam, ale im dłużej się zastanawiałam, tym lżej mi się robiło. Ja po prostu taka jestem. Po prostu! Może według niektórych to nudne. Trudno. Latami bardzo starałam się udawać, że jest inaczej. Zgadzałam się na to, na co zgadzać się nie chciałam. Ulegałam, ponieważ sądziłam, że to we mnie leży problem.
A to nie problem. To część mnie.
Dzięki temu łatwiej było mi dać sobie przyzwolenie na: nie lubię; nie chcę; nie mam ochoty. Jakaś cząstka mnie doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że powinnam je sobie dać tak czy siak, ale ta nauka jeszcze przede mną. Wszystko w swoim czasie.
Więc przykro mi, ale pewnie nie wyjdziemy spontanicznie do kina. Nie dlatego, że cię nie lubię, tylko dlatego, że to czasami sprawia mi trudność.
Nie zawsze, ale zazwyczaj.
I jakoś tak człowiekowi lżej.
__________________________________________________________________________________________________
A czy czytałaś(łeś) już o filmach, które z całego serca polecam?
I spotkajmy się na Instagramie: TU OPOWIADAM O PISANIU, A TU NAKLEJAM PLASTERKI NA DUSZE.