Influencerką byłabym marną, ale to też ze względu na to, że mało co mi się podoba. Zabrzmiało to źle. Po prostu każdorazowo zastanawiam się po stokroć, zanim komukolwiek cokolwiek polecę. Od razu się katuję: ALE CO JEŚLI IM SIĘ NIE SPODOBA? Dzisiaj postanowiłam inaczej. Dzisiaj postanowiłam, że pogadamy właśnie o tym, co mi się podoba.
I nie obiecuję, że z Wami będzie podobnie.
Ach te seriale!
Jestem wybredna, to prawda. Coś musi mnie naprawdę poruszyć, żebym się nie czepiała. Z uporem maniaczki doszukuję się nieścisłości, luk fabularnych, braków w kreacjach bohaterów… To takie zboczenie zawodowe. Po prostu coraz mocniej wchodzę w storytelling, a co za tym idzie, więcej CHCĘ widzieć.
A wiadomka, że u innych łatwiej niż u siebie samej.
I nie oglądam seriali na potęgę, ale coś tam widziałam. Z tej garstki zaś wyodrębniłam te, które albo złamały mi serce, albo je skleiły. Nie ma nic pomiędzy.
Ania, nie Anna.
Ten serial zainspirował mnie do stworzenia tego wpisu i powiem Wam: jeszcze nie skończyłam go oglądać, a już wiem, że będę wyć na koniec jak bóbr.
To nie produkcja dla każdego, ale w mojej duszy porusza takie struny, że potrafię całe czterdzieści minut odcinka siedzieć z zaciśniętym gardłem. Mam ciary, złoszczę się, śmieję, ale przede wszystkim – zachwycam.
To uczta dla zmysłów. Te obrazy, te historie, cudowni aktorzy i KREACJA POSTACI – mnie to kupiło. A do tego wątki, które otwierają oczy, każą się zastanowić i rozczulają. Będę polecać Anię (nie Annę) każdemu z czystym sercem.
Fleabag.
Mam słabość do osobliwych produkcji, a ta – nie oszukujmy się – właśnie taka jest. Fleabag mnie roztrzaskała, złamała mi serce i zostawiła mnie w środku nocy zasmarkaną i wkurzoną.
Jak ja kocham, jak sztuka mną tak poniewiera.
Sam sposób narracji serialu jest nietypowy, ponieważ główna bohaterka zwraca się bezpośrednio do widzów, dzięki czemu mamy ciągły „wgląd” do jej myśli. To produkcja absolutnie groteskowa – śmiejemy się, żeby zaraz płakać. Z jednej strony traumy i spaczone relacje rodzinne, z drugiej komedia w najczystszym wydaniu. Jak dla mnie to również świetny scenariusz.
Kiedyś do niej wrócę.
Jane the Virgin.
A myślałam, że nie oglądam telenoweli… Jakże się pomyliłam!
Absolutnie pokochałam ten serial. Wyłam na nim, śmiałam się, ale przede wszystkim mnie zainspirował. Mamy, co prawda, relację love-hate, ponieważ zakończenie mnie nie usatysfakcjonowało, podobnie jak cały ostatni sezon, ale pierwsze trzy sezony (i trochę czwarty) mają moje serce.
Klimat telenoweli i historia dziewczyny, która zaszła w ciążę, mimo że nigdy nie uprawiała seksu… A to tylko wierzchołek góry lodowej. Dzieje się tam więcej niż dużo. Poza tym Jane rezygnuje z pracy jako nauczycielka, ponieważ chce być pisarką. Sami rozumiecie, nie mogłam tego nie kupić.
I już!
No nie ma w tym zestawieniu ani Squid Game, ani Wiedźmina, ale jak mówiłam, jestem wybredna. Kto wie, być może jest wśrod Was ktoś, komu umilę tą polecajką wieczór ❤
1 thought on “Rzadko cokolwiek polecam… ale dzisiaj polecę Wam serial!”
Comments are closed.