Pierwszy raz do ginekologa poszłam, gdy miałam szesnaście lat. Po antykoncepcję, czyli na taką poważniejszą wizytę, wybrałam się wieku lat siedemnastu, razem z mamą, bo byłam jeszcze niepełnoletnia. Poza tym, moja mama sama mnie tam zaprowadziła, wiedząc, że jestem coraz starsza i jestem jej za to dziś bardzo wdzięczna. Byłam kłębkiem nerwów, wizyty u lekarzy nie należą do najprzyjemniejszych, a co dopiero u lekarza, który miałby badać mnie w miejscach, do których sama nie zaglądałam, bo to przecież tajemnica lasu. O tym się nie mówi.
Dostałam antykoncepcję i zaczęłam współżycie, jednak coś było nie tak. Ból był nie do zniesienia i to nie tylko za pierwszym razem, a ja kompletnie nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić, więc postanowiłam to, co postanowiłaby każda normalna osoba – poszłam znów do pani ginekolog. Pani ginekolog zbadała mnie, uznała, że nie widzi nic niepokojącego, a gdy ponownie powiedziałam jej, że ewidentnie czuję, że coś jest nie tak, powiedziała:
„Może trzeba zmienić partnera”
I wybuchła gromkim śmiechem, razem z pielęgniarką.
Zmienić partnera. Do mnie – siedemnastoletniej dziewczyny, której ledwie słowa przechodziły przez gardło, była na trzeciej wizycie i miała swojego pierwszego chłopaka. Oto, jakiej pomocy mi udzielono.
Czyli żadnej.
Wyszłam z gabinetu zawstydzona. Może kogoś by to nie ruszyło, ba, myślę, że dzisiaj powiedziałabym tej pani, co myślę i dopiero wyszła, ale wtedy nie miałam wystarczająco dużo odwagi, by się bronić. Wróciłam do domu z niczym, chociaż jedno już wiedziałam na pewno – nigdy więcej tam nie pójdę.
Ale nie poddałam się. Drugi wybór padł na pana. Gdy znów postanowiłam dać temu szansę, byłam już nieco starsza i bardzo zrażona do kobiet-lekarzy. Pan okazał się bardzo miły, był poważany w mieście i uważany za jednego z najlepszych, więc widziałam w nim swoją nadzieję. Przez rok leczył mnie na nieistniejące zapalenie. Przyjmowałam leki, które budziły mnie w środku nocy bólem, a rano półprzytomna chodziłam do szkoły. Stosunki jednak nie okazały się być przyjemniejsze. Sądziłam, że coś jest ze mną nie tak, ale nawet do głowy nie przyszło mi, że być może pomocy powinnam szukać gdzieś indziej. Lekarz przecież cały czas mnie leczył, wszystko powinno wrócić do normy.
W wieku lat dziewiętnastu miarka się przebrała. Znów zmieniłam ginekologa. Z perspektywy czasu wiem, że zbyt późno. Na pierwszej wizycie opisałam problem, lekarz mnie zbadał i od razu powiedział:
„Ma pani przerost błony dziewiczej. Proszę zapisać się na wizytę, nadetniemy i wszystko powinno wrócić do normy. „
Błona dziewicza, gdy ja już od dwóch lat dziewicą nie byłam.
Pierwsze badanie – wysłuchanie pacjenta i jego problemu. Zainteresowanie się. Wykazanie się profesjonalnością i swoimi kompetencjami.
Tyle wystarczyło, by strach przed seksem znikł, a ja mogła zacząć normalnie funkcjonować.
W swoim życiu trafiłam na kilku interesujących lekarzy. Jeden z nich, gdy miałam naście lat i problemy z kołaczącym sercem, powiedział, żebym się „zakochała lub odkochała”. Dzisiaj wiem, że już wtedy, w gimnazjum, zjadała mnie nerwica. Wtedy też wyszłam z gabinetu z wypiekami na policzkach.
Inna lekarka, gdy przyszłam do niej chora i opisałam swoje objawy, powiedziała, że młodzi ludzie lubią zwracać na siebie uwagę i wymyślają sobie choroby. Mówiła o tym nieustannie przez całe badanie. Na szczęście wypisała mi skierowania, które wykazały takie wyniki, że kolejne dwa tygodnie spędziłam w szpitalu, a miesiące w łóżku, schudłam dziesięć kilo i do dzisiaj nie doszłam w pełni do siebie. Jej wykład pamiętam do dziś – bezcenny.
Zabrania się edukacji seksualnej w szkołach. Właściwie, edukacja skupia się na wszystkim, a nie na tym, czego naprawdę potrzebujemy w życiu. Zawstydza się nas, pokazując nam, że nasze potrzeby i nasze problemy są nieważne. A najłatwiej zawstydzić jest młodych, którzy niczego nie są pewni; którzy na swoje nagie ciało patrzą tylko, gdy muszą i boją się wypowiedzieć słowo „orgazm” na głos, nie wspomnę już nawet o tym, że sądzą, że za oglądanie porno pójdą do piekła.
Kiedy rodzice znajdą w przeglądarce internetowej, że ich dzieci wchodziły na strony „dla dorosłych”, komentują to niewybrednie wśród rodziny i znajomych, zawstydzając. Po co? W jakim celu, skoro nasza seksualność jest tak samo naturalna jak potrzeba zjedzenia rano śniadania? Dziwić się potem, że nastolatki w ósmej klasie podstawówki na wigilię klasową przychodzą z brzuchem? Bynajmniej nie jestem zdziwiona.
Nie wrzucam wszystkich lekarzy do jednego wora. Niejednokrotnie spotkałam wspaniałych lekarzy/nauczycieli, którzy okazali mi serce i pomogli. Wiem, że jest ich wielu. Wiem też, że jest wielu niekompetentnych, jak w każdym zawodzie, a my, z jakiegoś powodu czasem bardziej ufamy im niż własnej intuicji. A to nie zawsze wychodzi nam na dobre.
Nasze ciała powinniśmy traktować jak świątynie. To dzięki nim żyjemy i to one w dużej mierze decydują o tym, czy będzie nam się żyć lżej, czy ciężej. Nie są powodem do wstydu, a że niektórych rzeczy nie wiemy… Skąd je wiedzieć, skoro nie edukuje się nas na ich temat? Skąd chłopcy mają wiedzieć, że podpaska to nie to samo co wkładka i nie przylepia się jej do skóry? Skąd dziewczynki mają wiedzieć, że upławy są naturalne i nie powinny martwić się poplamionymi majtkami? Obrzydza Was to? Przykro mi, ale to najnaturalniejsza rzecz pod słońcem. Tak samo jak fakt, że fizjologia istnieje.
Żaden lekarz, nauczyciel, a nawet rodzic nie ma prawa nas zawstydzać. Wstyd niczego nie uczy. Wstyd nie tłumaczy. On co najwyżej pozostawia traumę, którą potem musimy leczyć. Nikomu tego nie życzę.
Nie bójmy się samych siebie. Nie obawiajmy tego, co naturalne. Pamiętajmy, że mamy prawo do szacunku i nikomu nie pozwalajmy się krzywdzić.
Na zdrowie.