Patrzę na Ciebie i zastanawiam się, czy śmiać się czy płakać. Ale Cię pokopało, co? Styrało, zgniotło, zbolało, zdradziło, zachwiało, zabrało. Co zabrało? Zabrało pewność, ufność, naiwność, romantyczność, sensualność, zawierzenie. Ciebie zabrało. Hen, gdzieś daleko. A co to w ogóle było, to co zabrało wszystkie te przymioty? Ufność, ufność wystawiła Cię na próbę. Twoja ufność, wobec kogoś. Była i zniknęła.
Nie patrzysz mi w oczy, bawisz się paznokciami, opuszkami gładzisz obrączkę na palcu. Przekładasz ją z dłoni do dłoni, lekko ściskasz, to znowu odpuszczasz, mocniej chwytasz, lżej trochę. Zajmujesz sobie myśli, udajesz, że bardzo Cię to absorbuje. Ja też udaję, przecież nie będę się wychylać. Do zaszczutego zwierzęcia też trzeba podchodzić spokojnie, stopniowo, kawałek po kawałku – by zdobyć jego zaufanie, by go oswoić. Jesteś jak zaszczute zwierzę, któremu jedna osoba wyrządziła krzywdę, a Ty szerokim łukiem omijasz każdego człowieka, który chce się zbliżyć.
Nie będę udawać, nie będę mówić Tobie: „nie mierz swoją miarą, nie każdy musi być zły”, nie będę, bo sama mam w oczach i w sercu miarę. Sama nią mierzę, bo ktoś kiedyś pozbawił mnie ufności. I tak jak kocham ludzi, kocham z nimi być, oni mnie inspirują, pobudzają do działania, tak…gdy przychodzi co do czego i ma się wywiązać głębsza relacja, to nagle w głowie pobrzmiewa głos „każdy musi być zły”. Naprawdę. Mówiłam, że jestem zodiakalnym bliźniakiem?
Zaufanie to paradoksalna sprawa. Czekaj, naleję Ci kawy zbożowej. Smakuje jak mleko skondensowane, polubisz ją. I weź ten bukiet, ususzone kwiaty pięknie działają na duszę.
Dlaczego sprawa paradoksalna? A dlatego, że zaufanie bardzo łatwo jest stracić, bardzo szybko i bezszelestnie. A zbudować je – jeszcze gorzej jest z odbudowaniem – to…godziny, o ile nie dni czy miesiące ciężkiej pracy, rozmów, starań, zapewnień prosto z serca. Nie zawsze się to udaje. Nie patrz tak na mnie, sama raz nawaliłam i wiem, ile trudu trzeba włożyć, by zaufać na nowo. Kropla drąży skałę, w tym przypadku jednak skała jest szalenie twarda, a krople malutkie.
Kiedyś, gdy myślałam o zaufaniu i o tym, że trudno jest komuś zawierzyć – czy to na początku relacji, czy po jakiejś tragedii – wydawało mi się, że to działa jedynie w obrębie relacji, o której mowa. Że do niej się ogranicza, o nią lub z nią trzeba walczyć. Byłam w dużym błędzie.
Bo to było tak. Długo długo nie ufałam, zaufałam niechętnie i wyjątkowo niepewnie, wpadłam jak śliwka w kompot, ufałam bardzo mocno, mocniej się nie dało, i wszystko tąpnęło. Nagle, niespodziewanie, boleśnie i do krwi. Krwią – jak zakażenie – niepewność, zranienie, zadra i poczucie niewiarygodności wkradły się do serca. Relacja zniknęła, nie ma jej, jestem już daleko inna, innym człowiekiem, w innym życiu. Jestem człowiekiem, który nie ufa. Nie ufam nowo poznanemu człowiekowi, który nie ma żadnego związku z tamtą relacją.
Raz złamane zaufanie przenosi się na pryzmatem i miarą na innych, jak zaraza. Hiszpanka w XX wieku zabiła miliony ludzi. Nóż wbity w plecy sprawił, że miliony komórek mojego ciała zamknęło się na ufanie.
Nie wiem, co mądrego mogę Ci napisać, Piękny Człowieku. Nie wiem, bo sama…mam tak jak Ty. Ale chciałabym wierzyć, że warto. Że warto się otworzyć, zaufać, zawierzyć. Chciałabym poznać, wejść na nowo, wejść głęboko. Bo chyba warto, raczej warto, na pewno warto. Życzę nam, by było warto.
Z.
>>> Do Ciebie, który zapominasz o sobie i Do Ciebie, który czekasz na odpowiedni moment <<<
>>> Polub nasz Fanpage i bądź jednym z niewielu, którzy są na bieżąco: KLIK <<<
2 thoughts on “”
Comments are closed.