Każdego dnia podejmujemy masę decyzji. Decydujemy, co zjemy na śniadanie, czy pójdziemy do pracy, jaką założymy bluzkę, gdzie pojedziemy na urlop. Wybieramy lepsze kapsułki do zmywarki, książkę do czytania, imię dla dziecka. Decyzje są nieodłączną częścią naszego życia i każda z nich, nawet ta, która wydaje nam się nieistotna, do czegoś prowadzi.
Dobra historia potrzebuje konfliktu oraz stawek. Wyobrażacie sobie czytać książkę, w której bohater idzie sobie na misję, wszystko mu się udaje, wszyscy go lubią, a on zdobywa główną nagrodę bez większego wysiłku? O, dodajmy do tego jeszcze to, że on na tę misję wyrusza, ale gdyby nie wyruszył, to w zasadzie nic złego by się nie wydarzyło.
Brzmi fascynująco, no nie?
Wszyscy wiedzą, że potrzebujemy konfliktu. Wszyscy wiedzą, że aby zbudować napięcie, potrzebujemy również stawek. Odbiorcy muszą wiedzieć, co się wydarzy, jeśli bohater poniesie porażkę. I lepiej, żeby to było coś strasznego. Okropnego!
Jednak w tym wszystkim nie możemy zapomnieć jeszcze o czymś – o decyzyjności.
Postać, która brnie przez powieść, ale nie podejmuje żadnych decyzji, jest jak łódka, którą wypychamy na morze, a ta tylko buja się na falach. Trochę się przemieści, może kiedyś dobije do jakiegoś brzegu (cholera wie jakiego), ale gdyby ktoś zechciał się do niej wpakować i tak dryfować bez celu, mógłby się w końcu znudzić. Ba! Kota dostać!
Co innego chwycić za ster i zdecydować, jakie wspaniałe miejsce chcemy odwiedzić.
Dekadę temu przeczytałam „Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller” i z tej lektury zostało ze mną zdanie: „Bohater to ten, który działa”.
A czym jest działanie? Tym, że łódka dryfuje po morzu i trafia tam, gdzie poniosą ją fale?
Czy działaniem jest to, że nasz bohater idzie tam, gdzie po popchną?
To, że robi i mówi to, co mu nakażą?
To reagowanie, a nie działanie.
Decyzje nadają tempa akcji. To one odkrywają przed czytelnikami osobowość postaci. Decyzje sprawiają, że postać przestaje być dryfującą bez celu łódką.
Decyzje pozwalają nam pokazać wady bohaterów. Uczynić ich bardziej realistycznymi, popełniającymi błędy.
Czynią nasze postacie fascynującymi. Pozwalają, aby akcja toczyła się dzięki nim. To dzięki nim zmierzamy prosto do miejsca, do którego chcemy się dostać.
Decyzje pozwalają nam wziąć odpowiedzialność za nasze czyny.
Nie bez powodu w strukturze trzyaktowej znajduje się jeden z najważniejszych punktów zwrotnych: podjęcie decyzji o wyruszeniu w drogę. Bohater powinien sam rozstrzygnąć, czy zostaje w swojej strefie komfortu, czy stawia na coś nowego.
Weźmy się za przykłady!
- „Herkules” – gdyby Herkules nie zdecydował się opuścić domu i wyruszyć na poszukiwania swojej prawdziwej rodziny, później nie mógłby podjąć (kolejnej!) decyzji o staniu się herosem.
- „Mulan” – gdyby Mulan nie podjęła decyzji o zastąpieniu ojca w armii, nie uratowałaby cesarza, a jej ojciec mógłby zginąć w walce.
- „Zaplątani” – gdyby Roszpunka nie zdecydowała się uciec z wieży, aby zobaczyć latające światła… o czym byłaby ta bajka?
- „Piękna i Bestia” – gdyby Bella nie postanowiła oddać swojej wolności za ojca, nigdy nie pokochałaby Bestii.
- „Mała syrenka” – gdyby Arielka nie zdecydowała się oddać głosu za nogi, nie poznałaby życia jako człowiek.
Już to widzicie, prawda?
To decyzje pchają akcję do przodu. A najlepiej, jeśli są to decyzje bohaterów.
Gdyby fabuła toczyła się w ten sam sposób, a na miejsce głównej postaci moglibyśmy dać każdego, bo to i tak niewiele by zmieniło (w końcu nie podejmuje decyzji), to po co w ogóle nam ten bohater?