Swojego czasu konsekwentnie wykreślałam punkty z listy marzeń. Podchodziłam do tego bardzo poważnie, i słusznie. Potem jednak świat opanował świrus, kupiłam vana, którego trzeba wyremontować, podupadłam na zdrowiu. Łatwo jest dążyć do wyznaczonych celów, jeśli okoliczności temu sprzyjają. Gorzej, kiedy te cele znikają z naszego zasięgu.
Mimo że teraz walczę o marzenia w trochę inny sposób, nie zrezygnowałam z nich. Nadal o nich pamiętam, jednak wzięłam na tapet cele wymagające większego nakładu pracy i czasu. Na niektóre sprawy nie mamy wpływu, bo poza ciężką pracą, potrzeba odrobiny szczęścia. I czasu. Zwłaszcza czasu.
Dzisiaj chciałabym porozmawiać z Wami właśnie o moich marzeniach. Do czego dążę? Które już realizuję? A jakie są jeszcze przede mną? Pogadajmy!
1. Premiera „Łączy nas nienawiść” (JUŻ 25.01.23)!
Naczekałam się na nią. Napracowałam się. I wiem, że to historia, która ma szansę podbić serca czytelników. W końcu zadbałam o główną bohaterkę, która ma wielkie ambicje i jeszcze większego pecha. Malina zachowuje się jak robocik, któremu wgrano cel, do którego ten dąży. A jednak praktyczna Malina, która ma plan na wszystko, doznaje niemałego szoku, gdy zostaje zmuszona do improwizacji.
Jak ten robocik poradzi sobie w tej sytuacji? Jak ogarnie relacje międzyludzkie, skoro do tej pory poruszała się tylko po dobrze znanym sobie gruncie? No właśnie. Przecież już wkrótce się tego dowiecie!
2. Wybudować dom na kółkach i wyruszyć przed siebie.
Co tu dużo mówić? Budowa trwa i trwa, ja się niecierpliwię, a jednocześnie staram się maksymalnie wykorzystać ten czas na realizowanie innych celów. Na szczęście zmierzamy już powolutku ku końcowi. Jest światełko w tunelu!
A TUTAJ pisałam, jak wyglądała droga do podjęcia decyzji o życiu w domu na czterech kółkach.
3. Dom.
To moje wielkie marzenie — mieć swoje cztery kąty. Duży ogródek i gabinet, w którym będę pisać książki. Miejsce dla kotów, może i psa. Do tego właśnie dążę. I wiem, że w końcu się uda.
4. Zobaczyć… zorzę polarną.
I wieloryba. I egipskie piramidy. Co tu dużo mówić? Jest kilka miejsc, które chciałabym zobaczyć na własne oczy. Liczę na to, że podróżowanie kamperem pomoże mi spełnić niektóre z tych marzeń. Niektórych nie pomoże — wtedy ogarnę temat sama 🙂
5. Mieć dzieci.
To marzenie, o którym nie mówię wiele. Nie mówię, bo to nie ta chwila. I nie wiem, czy zdrowie mi na to pozwoli. Na ten moment wiele czynników sprawia, że traktuję tę kwestię jako temat, który rozpatrzę za jakiś czas. Niemniej, myślę o tym. Może kiedyś się uda. Jeśli świat do tej pory nie zwariuje.
_________________________________________________________________________________
I to by było na tyle! Pozostałe marzenia są dużo mniejsze i prostsze do zrealizowania — muszę się za nie wziąć. Tak zrobię, a potem oczywiście… podzielę się z Wami efektami! Wybrałam największe, choć wcale nie tak bardzo dalekie. W końcu kamper wygląda coraz lepiej, a książkę niedługo będziecie mogli kupić.
W imię zasady: „Marzenia się nie spełniają. Marzenia się spełnia”. Cieszę się, że mogłam się tym z Wami podzielić ❤
1 thought on “O marzeniach Luszyńskiej.”
Comments are closed.