Lubię wierzyć, że jak coś się w naszym życiu dzieje, dzieje się po coś. Chociaż może to też źle powiedziane, zadziałajmy inaczej. Lubię wierzyć, że z każdej sytuacji możemy wyciągnąć lekcję.
Ja też swoje ze wszystkiego wyciągam. Jakie by to było bowiem marnotrawstwo materiału, gdybym tego nie robiła. Sześć tygodni, które spędziłam w Norwegii mocno mnie przetyrało, ponieważ zdrowotnie znajdowałam się w kiepskim miejscu. Nie znaczy to jednak, że oślepłam i ogłuchłam na to, co się tam działo.
Chodźcie, opowiem Wam trochę o tym, jak żyło mi się w Skandynawii.

Czy Norwegia naprawdę jest taka ładna, jak pokazują na zdjęciach?
Naprawdę.
Sama byłam w okolicach Bergen i przyznaję z ręką na sercu, że gdzie nie poszłam lub pojechałam, każde zdjęcie przypominało widokówkę. Sama się zdziwiłam, kiedy w pewnym momencie przywykłam do tego, że gdzie się nie obejrzałam, mogłam cykać zdjęcia — tak pięknie tam było.
Fiordy robiły robotę. Góry ją robiły. Wszechobecna zieleń. Porządek.
Ale padał deszcz, więc deszczu w Bergen się strzeżcie. Bo padało często i intensywnie.

I co to znaczy, że pracowałaś jako kurierka?
A to znaczy tyle, że zastępowałam przyjaciółkę, która mieszka i pracuje na tym stanowisko na co dzień. Ona wyjechała na wakacje, a ja wślizgnęłam się tymczasowo na jej miejsce i rozwoziłam gazety. Bo — taka ciekawostka — Norwegowie gazety uwielbiają i prenumerują.
Pracowałam sześć nocy w tygodniu, rozwoziłam prasę (oraz paczki) pod domy, na statywy (gdzie znajdowały się skrzynki z całej ulicy), pod drzwi blokowych mieszkań.
Pierwszy tydzień był masakryczny. Byłam przerażona, martwiłam się, że nie zapamiętam trasy, ale daliśmy radę. Pod koniec w lepsze dni kończyliśmy z naprawdę przyzwoitym wynikiem. Co jest dowodem na to, że nie taki diabeł straszny! Wystarczy go trochę poznać.

Czy w Norwegii rzeczywiście jest drogo?

Z perspektywy Polki, która pojechała do Norwegii ze złotówkami i wszystko przeliczała, ponieważ chciała jak najwięcej zaoszczędzić i przywieźć z powrotem do domu — tak. Chociaż to też kwestia rozsądnych zakupów. Jak ktoś chce przepłacić, to przepłaci.
Ser do pizzy kupowałam w podobnej cenie, jak u nas, więc byłam zadowolona (wiadomo — jak jest pizza, to Luszyńska już przeżyje). Największym bólem były dla mnie wysokie ceny owoców i warzyw, zwłaszcza że miałam zakodowane w głowie, ile co kosztuje w Polsce. I to poniekąd był mój błąd, przeliczanie na dłuższą metę nie ma sensu.
Jeżeli ktoś pracuje i zarabia na miejscu, na wszystko będzie go stać. Jeśli zaś jedziemy do Norwegii z polskim portfelem, będzie bolało.

Czym różnią się Norwegowie od Polaków?
Wieloma rzeczami, ale jedna wyjątkowo zapadła mi w pamięci.
Jak się zamotacie i zostawicie torby z zakupami pod sklepem, to jak za jakiś czas wrócicie, to jest jakieś 95% szans, że te rzeczy dalej będą tam leżeć.
Dlatego też paczki niejednokrotnie zostawia się na statywach, czyli skrzynkach zbiorczych. Na każdej ulicy stoi taki statyw i my nieraz pakowaliśmy paczkę w torbę i po prostu wieszaliśmy, żeby właściciel ją sobie w dowolnej chwili odebrał. Czasem ludzie wyjeżdżali na weekend, a paczki wytrwale wisiały.
Wyobrażacie to sobie w Polsce? Bo ja nie.

A czego nauczyłam się o sobie?
Sama zrozumiałam kilka rzeczy. Przede wszystkim zobaczyłam na własne oczy, że nawet najczarniejsze scenariusze są straszne tak naprawdę tylko w naszych głowach. W rzeczywistości wszystko jakoś się układa. Rzadko kiedy najgorzej.
Niestety, ten wyjazd przypadł również na wybitnie kiepski moment dla mojego zdrowia, co, zamiast poprawić mój stan, pogorszyło go. Duża ilość stresujących czynników, nowa sytuacja, w której nie czułam się do końca komfortowo i brak wsparcia ze strony specjalistów sprawiły, że przeżyłam cholernie ciężki czas, ale teraz wiem doskonale, że nie daję sobie tyle uwagi i opieki, ile powinnam.
I zamierzam nad tym pracować.



Wszędzie!
1 thought on “Sześć tygodni w Norwegii — i jakie wnioski?”
Comments are closed.